Fantastyczne opowieści #18 – ,,Zachodnia prowincja”

 Zachodnia prowincja
Autorstwa I.M.P.R.(Tajemnice Antagarichu)

Wstęp

Na wstępie chcę pokrótce przybliżyć historię cesarstwa opisywanego w opowiadaniu. Zaś cesarstwo dzieli się na cztery prowincje: zachodnią, wschodnią, południową oraz prowincję centralną. Od pięciuset lat w państwie panuje bezkrólewie, a władzę sprawuje rodzina pierwszego kanclerza. Zachodnia prowincja jest najmniej zurbanizowana, a jej największym miastem a zarazem stolicą jest Al’rhun. Jest to siedziba czterech największych gildii: Al’redoran, wojowników, złodziej oraz najpotężniejsza i najbardziej tajemnicza – magów.

Rozdział 1

Nasza opowieść zaczyna się na bezkresnym stepie najbardziej wysuniętego na zachód krańca prowincji. Step ten jest bardzo monotonny i przez większość roku nic ciekawego się tam nie dzieje. Zwierzęta toczą między sobą walkę o terytorium, trawa i drzewa rosną, a koczownicze ludy wolno przesuwają się z miejsca na miejsce. Lecz rok 467 przyniósł radykalne zmiany: Ze środka kraju napływają kolonizatorzy do nowo zbudowanej osady Atmora. Jak w każdej dobrze prosperującej wiosce znajduje się tam ratusz, rynek, karczma i zamek. To właśnie w karczmie spotykamy naszych bohaterów którzy odegrają ważniejszą rolę, ale o tym później.

Rozdział 2

W karczmie pod „Pod Srebrnym Smokiem”, jak to zazwyczaj bywało, znajdowało się nie wielu ludzi (i innych stworzeń) lecz uwagę mógł przykuć pokaźnej postury barbarzyńca. Nosił on ciężką stalową zbroję, a u boku miał pas na którym wisiał istny arsenał – miecz krótki i długi, topór, a także buzdygan. Podszedł on do ładnej elfki.

– Czy postawić takiej damie kolejkę? – spytał oczarowany urodą owej postaci.
– Jeśli waść masz pieniądze by zadowolić elfa, oczywiście – odparła z dumą.
– Kelner! – zalotnik krzyknął w głąb sali biesiadnej.

Po chwili podszedł do nich niziołek.
– Co podać? – spytał skrzeczącym głosem.
– Dwa razy to co u was najdroższe – odparł barbarzyńca wpatrując się w oczy przepięknej elfki.

Kelner zniknął gdzieś w głębi karczmy, a człowiek rzucił:
– Czy mógłbym spytać o imię damy z którą rozmawiam?
– Jakże mogę podać waści moje imię skoro nie znam twego? – odparła zgryźliwie.
– Moje imię to Sanguine. Czy teraz mogę znać twoje imię?
– Me imię to Avari.

W tym momencie ku z tłumu wyłonił się niziołek niosący tacę większą niż on sam. Postawił wino najlepszej marki prze elfką i barbarzyńcą i stanął czekając na napiwek.
– Ty mała szumowino! – wybuchnął Sanguine – Zapłacę za ten napitek fortune a on jeszcze prosi o 'napiwek’.

Wstał i teraz wydawał się jeszcze większy niż wcześniej. Złapał niziołka za kołnierz i podniósł tak żeby jego głowa znajdowała się na wysokości jego własnej głowy.

– Nigdy… – szepnął do niego i z całej siły pchnął go w drzwi. Niziołek przeleciał przez drzwi i wylądował przy ścianie sąsiedniego budynku. Z ulicy dało się słyszeć okrzyki patrolu straży, która po chwili wbiegła do sali.
– Kto wyrzucił niziołka za drzwi? – spytał pierwszy z nich z lekkim uśmiechem na ustach.
– Ja! – krzyknął Sanguine.
– Więc pójdziesz z nami.
– Ani mi się śni – po jego słowach Z miejsca wstała Avari i stanęła obok niego.
– Tak więc stawiasz opór. Jesteśmy zmuszeni użyć si…
– Ani mi się waż!! – z ulicy dobiegł ochrypły głos jakiegoś człowieka.
– Ktoś ty by mi rozkazywać? – strażnik odwrócił i oniemiał. Ukłonił się przed przybyszem i skinął na towarzyszy by razem z nim wyszli.
– A więc kolejni którym chce się walczyć – rzucił wysoki mężczyzna do barbarzyńcy i elfki. Jego twarz była zasłonięta kapturem tak że nie można było odczytać rysów jego twarzy. – Jeśli chcecie się bić to chodzcie ze mną. – powiedzial i powoli zacząl wychodzić. Poszli w ślad za nim.

– Jak myślisz kim on jest? – szepneła Avari do Sanguine’a
– Kiedyś się dowiecie – odparł zakapturzony – Ale najpierw muszę wam wyjaśnić czemu was uratowałem…
– Sam dałbym sobie radę – powiedział z wściekłością i pychą Sanguine.
– Szczerze wątpię… Strażnicy są doskonale wyszkoleni. To nie prowincjonalna chołota, to żołnierze najwyższych lotów. Byli szkoleni w zwalczaniu takich jak wy. Sam kanclerz ich wybierał by bronili tej osady przez rozbójnikami i zawadiakami – odpowiedział ze stoickim spokojem wciąż idąc w tylko jemu znanym kierunku.
– A czy wreszcie dowiemy się po co nas wezwałeś?. Tak szczerze to nie chce mi się łazić po mieście bez celu. A tak nawiasem mówiąc ja tego barbarzyńce znam tylko z imienia – poznaliśmy się dopiero dziś – spytała lekko zniecierpliwiona.
– To wy nie pracujecie razem? – spytał dociekliwie – Bo jeśli nie to nie będę wam zawracał głowy możecie odejść, ale uprzedzam was jeśli teraz odejdziecie – to zginiecie. I teraz mówie to z całą powagą – powiedział do nich.

Spojrzała na Sanguine’a i powiedziała bez szczególnego entuzjazmu:
– Bedziemy pracować razem…
– Świetnie!

Skręcili do niepozornego zaułka. Tajemniczy mężczyzna podszedł do ściany i nacisnął jeden z kamieni. Przed nim ukazało się przejście prowadzące w głąb ziemi.
-Chodzicie za mną – rozkazał i ruszył w głąb nieprzeniknionego cienia.

 

Dodaj komentarz