Opowieści Mrocznego Władcy: Czystka (1/2)

Opowieści Mrocznego Władcy

pióra Lorda Saurona (Tajemnice Antagarichu)

Epizod 6. Czystka cz. 1

Sir Martin gwałtownie zerwał się z ziemi, głośno wciągając powietrze i odruchowo łapiąc się za pierś. Po chwili stwierdził, że został położony na posłaniu, a jego zbroja leżała złożona w kącie namiotu na dużej, mosiężnej skrzyni. Było jeszcze małe krzesło i prosty stolik na którym leżało kilka buteleczek i maści leczniczych. Pamięć rycerza dotycząca ostatnich wydarzeń powoli wracała z powrotem. Pamiętał, jak razem z grupą glyphowych rycerzy ścigał Voradora i jego eskortę. Pamiętał, że zaatakowano ich. Pamiętał, że stoczył walkę z potężnym wampirem, który nazywał się Baalem. Nie wyglądał na starego wampira, ale nie dało się zaprzeczyć jego sile. Rycerz nagle doznał olśnienia: by ocalić życie, użył magii! Do tego nie byle jakiej: to była magia światła!

Pamiętał dawne legendy i podania z odległych czasów, które niegdyś czytał w Zakonnej Bibliotece. Pożółkłe karty odsłaniały przed nim historię pierwszego Zakonu Sarafan, którego najwyższą elitę tworzyło siedmiu rycerzy: Wielki Mistrz Malek Paladyn, Wielki Inkwizytor Raziel oraz Inkwizytorzy Turel, Dumah, Rahab, Zephon i Melchiah. Dokonali wielkich czynów w walce z Wampirami, ale niemal wszyscy zginęli w rzezi Kręgu Dziewięciu, pięćset lat przed Upadkiem Filarów.

Oczy Martina rozszerzyły się, pełne podziwu, jak zawsze kiedy myślał o Inkwizytorach, szczególnie o jednym z nich. Raziel… Był bohaterem, kimś wyjątkowym. Choć nie używał magii światła, był w stanie walczyć i wygrywać. Spisano wiele opowieści dotyczących Raziela i jego pięciu podkomendnych, ale w obiegu jak i w wierze prostego ludu krążyło wiele innych legend, czyniących z Inkwizytorów wręcz półbogów. Sir Martin bardzo chciał podążyć drogą Raziela. Zostać Wielkim Inkwizytorem Najświętszego Zakonu Sarafan i wprowadzić Nosgoth w nowy, wspaniały wiek.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przed jego namiotem stała grupa ludzi, która już od dłuższej chwili toczyła rozmowę. Zanim jednak zdążył skupić się na przedmiocie dyskusji, do namiotu wpadł sam Lord Sarafan, asystowany z tyłu przez dwójkę przybocznych. Zmieszany rycerz próbował zerwać się z posłania, by przywitać Wielkiego Mistrza, ale zabrakło mu sił i opadł z powrotem. W oczach Hyldena błysnęła aprobata, którą można było dostrzec tym łatwiej, że te oczy nie płonęły już intensywną zielenią, ale pozostawały matowe i spokojne.
– Oszczędzaj siły. Jesteś jeszcze zbyt słaby, by wstać. Na szczęście twa słabość niedługo minie i raz jeszcze powstaniesz, by zniszczyć zło kryjące się w ciemnościach. – wyrzekł Lord Sarafan. – Dobrze się spisałeś.
– Czy… Vorador…? – wychrypiał rycerz.
Cień gniewu przemknął przez twarz Hyldena, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił. Odetchnął głęboko, by nie okazać emocji człowiekowi.
– Niestety, nie udało się. Zdołali uciec, ale już wygraliśmy. Teraz, rozproszeni i zrozpaczeni, nie przeciwstawią się naszej potędze.
– A co z żołnierzami, którzy ścigali Voradora?
– Wrócił jeden, ledwo żywy. Opowiadał o tym, że spotkali jakiegoś straszliwego potwora, wilka chodzącego na dwóch nogach, zwanego wilkołakiem. To jakaś wampirza mutacja, ale wygląda na to, że chociaż zabił dwóch, to trzeci w końcu zdołał go pokonać. Na jego ciele widać ślady kłów i szponów. – odpowiedział Lord Sarafan. – Nie jestem zadowolony z tego obrotu spraw, ale już niedługo znajdę Voradora, przetrząsnę całe Meridian, całe Nosgoth ale znajdę go. Nie umknie mej zemście.

Sir Martin zwiesił głowę i spojrzał na swoje ręce, jakby dostrzegł na nich coś wstrętnego. Krew swych towarzyszy. Wysłał ich na śmierć, choć myślał, że sam się na nią skazał, kiedy tamten wampir niemal go zabił. Nie mieli szans ich złapać. Rycerz w głębi swej duszy wiedział, że jeszcze długo te myśli będą go dręczyć.
– Wielki Mistrzu… Czy mogę prosić o odpowiedź na dręczące mnie pytanie? Dotyczy ono moich… nowych mocy. – zapytał wahającym się głosem.
– Chcesz zapytać o swój nowo odkryty dar? – dokończył Lord Sarafan. – Spodziewałem się, że będziesz chciał wiedzieć coś więcej. Magia jest silna w tym świecie, ale nie każdy jest w stanie ją dostrzec i z niej korzystać. Potrzebowałeś wielkiego wydarzenia, by przełamać blokadę swej duszy. Masz wielkie możliwości, jak je wykorzystasz, zależy wyłącznie od ciebie.
– Pozwól mi powołać do życia Inkwizytorów Sarafan i oddaj ich pod me dowództwo, panie. Nasz Zakon stanie się niezwyciężony, kiedy połączymy magię światła z magią glyphów! Wykorzystajmy tę moc w szlachetnym celu, nie odrzucajmy jej.

Lord Sarafan nic nie mówił, tylko słuchał uważnie wywodów rycerza, ostrożnie rozpatrując tę prośbę z dwóch perspektyw. Mógł mu pozwolić, ale czy ta magia nie byłaby zagrożeniem dla jego planów? Czy Ludzie nie staną się zbyt niezależni, czy nie zapragną wyzwolenia zarówno od Wampirów jak i Hyldenów? Oczywiście, kiedy zainspirowany starożytnym Zakonem Sarafan powołał swój własny, dowiedział się również o istnieniu władających magią Inkwizytorach, którzy byli kluczem do pokonania Wampirów władających potęgą Mrocznych Darów. Lord Sarafan nienawidził krwiopijców, ale nie był głupcem.
– Niech tak będzie. Inkwizytorzy powstaną raz jeszcze, by wesprzeć naszą sprawę i ocalić świat przed mrokami nocy. Niedługo wydam w tej sprawie oficjalny dekret, teraz trzeba pokonać resztki buntowników i… Rozprawić się ze zdrajcami.

***

Straszliwa eksplozja wstrząsnęła ziemią, a w uszach Sebastiana zapadła głucha cisza, kiedy zatoczył się i upadł na ziemię razem ze swoimi ludźmi. W całkowitym milczeniu obserwował, jak bezgłośne krzyki wampirów Cabal i ich ludzkich sojuszników ginęły w ognistym piekle, wywołanym eksplozją kilku generatorów glyphowych, jakie przed chwilą zostały zdetonowane w głębi tunelu prowadzącego do Dzielnicy Przemysłowej, a wcześniej zablokowanego przez siły Cabal. Ci, którzy nie zginęli w płomieniach, dopełniali żywota ginąc pod tonami gruzu.

Sebastian przypomniał sobie wówczas sugestię jednego z głównych inżynierów, by użyć ładunków wybuchowych w celu przełamania blokady, utworzonej z pancernych wozów i kamieni. Wampir rozkazał wówczas wyprowadzić atak mający na celu odwrócić uwagę buntowników, by Sarafanie mogli podłożyć ładunki w kluczowych miejscach, czyli stropach podtrzymujących tunel. Eksplozja doprowadziłaby do zawalenia i zabicia czy to przez wybuch, czy przez gruz, żołnierzy wroga.

Atak został wyprowadzony z Dzielnicy Przemysłowej, by Cabal nie nabrało podejrzeń, a na tyłach blokady Sarafanie pod dowództwem Sebastiana rozmieścili ładunki. Zakonnicy po obu stronach koordynowali swoje ruchy z perfekcyjnym wyczuciem czasu, dzięki funkcjonującym przekaźnikom glyphowym, którymi przekazywali między sobą wiadomości, odczytywane potem przez inżynierów. Kiedy więc ładunki zostały podłożone, Sarafanie wycofali się spod blokady, a potem doszło do detonacji.

Słuch wracał do Sebastiana, który w końcu ośmielił się wstać i dokładniej rozejrzeć po zdewastowanym otoczeniu. Sarafanie podążyli jego śladem. Wyglądało na to, że atak zakończył się całkowitym sukcesem. Przed sobą widzieli tylko gruz i płomienie, żaden człowiek nie mógłby przeżyć czegoś takiego. Człowiek… Sebastian znał siłę wampiryzmu i miał przeczucie, że ktoś z jego gatunku mógł przeżyć, ale wejść w te szalejące piekło zakrawało na szaleństwo.
– Lordzie Sebastianie, zadanie zostało wykonane, wynośmy się stąd, zanim dojdzie do kolejnego wstrząsu. – powiedział jeden z glyphowych rycerzy. – Musimy zameldować o naszym sukcesie Wielkiemu Mistrzowi.
– Zrobimy to, kiedy będę pewny, że nikt oprócz nas tego nie przeżył. – odrzekł wampir. – Musimy tam wejść i dokonać zwiadu. Chodźcie za mną. Jeśli kogoś znajdziecie, dobić. Żadnych jeńców, nie będziemy mieli z nich żadnego pożytku.
– Rozkaz, mój panie. – rycerz zasalutował i poszedł przekazać rozkaz dalej.

Sebastian ostrożnie poprowadził Sarafan wzdłuż zdewastowanego tunelu. Wbrew jego przypuszczeniom nie znaleźli nikogo żywego, a przynajmniej w ludzkim znaczeniu tego słowa. Znaleziono kilka oparzonych i przygniecionych odłamkami wampirów, które szybko zabito, gdyż nie były w stanie stawić żadnego oporu.
– Więcej wampirów może być pogrzebanych pod gruzami. Wyczuwam ich słabą obecność, są na skraju ostatecznej śmierci. Niestety potrzebujemy specjalistycznego sprzętu, by się do nich dostać. – rzekł Sebastian. – Mogą przeżyć wiele dni bez pożywienia, ale jeśli je odkopiemy, będą zbyt słabe by uciec. Wyślijcie wiadomość na drugą stronę. Zablokujcie wszelkie możliwe przejścia, jakie zdołacie znaleźć, przede wszystkim oba wyloty tunelu, na wypadek gdyby jakoś się wydostali lub ktoś przyszedł im na pomoc. Nie dopuszczać nikogo.

Sebastian zabrał ze sobą kilku Sarafan i udał się do Niższego Miasta, by zdać raport Wielkiemu Mistrzowi o powodzeniu misji wyzwolenia Dzielnicy Przemysłowej. Kamień Nexus był zabezpieczony.

***

Znaleźli się w jednym z licznych, niczym nie wyróżniających się domów Zagłębia Przemytników. Budynek możnaby równie dobrze nazwać ruderą, gdyż niczego lepszego nie dało się w nim dostrzec. Pełno w nim było różnych gratów i śmieci, po wszystkich pokojach rozrzucone były przedmioty codziennego użytku i oręż, głównie jednoręczne miecze, topory, buławy i sztylety. Na podłodze widać było wiele śladów krwi. To była jedna z kryjówek Cabal, do których uciekli pokonani powstańcy. Pościg podążający ich tropem trafił aż tutaj, ale teraz stanęli w miejscu. Powstańcy jakby zapadli się pod ziemię. Przybysze postanowili dokładnie przeszukać cały dom. Sprawdzili kuchnię i cztery dość przestronne pokoje, ale nikogo nie znaleźli. Już mieli opuścić budynek, kiedy odkryli tajne przejście. Po prostu jeden z mężczyzn postanowił oprzeć się o ścianę, by chwilę odpocząć, ale zamiast tego przypadkiem wcisnął jedną z cegieł w środek ściany, odsłaniając tajne przejście, które z głośnym chrzęstem otworzyło się przed pościgiem. Odkrywca szybko zawołał towarzyszy.

– Szefie, chyba coś znaleźliśmy. – powiedział zamaskowany mężczyzna. – powinieneś to zobaczyć.
– Oby to było ważne… – mruknęła postać, która właśnie wychyliła się z cieni.
– Nie wzywalibyśmy cię bez powodu, panie… – wydukał drugi ze zgromadzonych.

Większość z nich wyglądała jak typy spod ciemnej gwiazdy. Nosili stare, wytarte zbroje skórzane i ciemne, garbowane spodnie. Ich twarze były zakryte czarnymi maskami, lub dokładnie wytatuowane w przedziwne wzory, których znaczenie było trudne do odgadnięcia. Przy pasach mieli przytroczone miecze i nabijane ćwiekami pałki, którymi posługiwali się z wielką werwą. Co najdziwniejsze, towarzyszyło im kilku rycerzy Sarafan, na których co jakiś czas spoglądano z niepokojem. Zakonnicy odpłacali się groźnymi spojrzeniami, ale obie strony godziła jedna postać, właśnie ta, która wyszła z cieni.

Mężczyzna ubrany był w karmazynowy płaszcz o wysokim kołnierzu z założonymi złotymi naramiennikami, spięty w pasie szerokim, pozłacanym pasem z doczepionymi fioletowymi wstęgami. Płaszcz opadał aż do kolan, gdzie kończył się pośrodku wąskim rozcięciem. Całości ekstrawaganckiego ubioru dopełniały ciemne spodnie oraz wysokie wojskowe buty tego samego koloru. Na dłoniach nosił czarne rękawice z których otworów na palce wychodziły długie, wywołujące odruchowy lęk szpony. Twarz wampira była kredowobiała, ale miała w sobie pewne drapieżne piękno, choć efekt psuły wąskie, zaciśnięte usta, symbolizujące okrucieństwo i wyrachowanie. Uwagę zwracały świecące się intensywną żółcią punkty w oczodołach wampira. Kruczoczarne włosy nosił spięte w długi warkocz, opadający do bioder.

– Tajne przejście. – mruknął krwiopijca. – Sprytne zagranie z ich strony. Dobra robota, John, świetnie się spisałeś. Przygotujcie się, na pewno czekają na nas na dole, mogę wyczuć odór tchórzostwa, jaki wydzielają. Sarafanie oferują dziesięć sztuk złota za głowę buntownika człowieka, a dwadzieścia za wampira!

Wśród bandytów rozległy się szmery i gwizdy podziwu. To były spore pieniądze, obecni rycerze Sarafan potwierdzili słowa Faustusa, dodając animuszu zgromadzonym. Z głośnym okrzykiem wpadli do piwnicy. Rozbłysło światło i wywiązała się brutalna, bezpardonowa walka, w której wszelkie chwyty były dozwolone, a nawet zalecane. Podwładni Faustusa walczyli zaciekle, by zarobić, tym bardziej, że „Szef” był w pobliżu i lubił karać za wszelką niesubordynację, z czego czerpał pewną radość, która wzmacniała jego poczucie ważności.

Sam wampir był w swoim żywiole. Robił wielki użytek ze swego Mrocznego Daru Skoku. Piwnica była rozległa, gdyż należała do większych kryjówek Cabal w tym rejonie. Powstańcy skorzystali z tajnego przejścia, by w odpowiednim momencie wynurzyć się z ukrycia i zaatakować Sarafan niczym spod ziemi. Faustus wymykał się wszelkim atakom swych wrogów, śmiejąc się i chichocząc na przemian, kiedy przelatywał poza zasięgiem ostrzy swych wrogów. Czasem kontratakował, skacząc na buntowników i rozszarpując ich na strzępy swymi szponami.

Faustus stanął oko w oko z jednym z wampirów. Błysnął kłami i zaatakował, nie żywiąc żadnego współczucia dla swego pobratymca. Wymiana ciosów nie przyniosła żadnego rozstrzygnięcia, dzięki sprawnej pracy nóg obu krwiopijców. Szybko połączyli się znowu w śmiertelnym tańcu. Faustus chichotał, kiedy wymieniali między sobą cięcia i pchnięcia, czerpiąc przyjemność z walki, która go bawiła. Sfrustowany przeciwnik popełnił błąd, zniecierpliwiony wyprowadził potężne, szerokie cięcie, które wybiło go z rytmu. Faustus szybko wykorzystał powstałą lukę i zaatakował. Wampir krzyknął boleśnie, pazury Faustusa naznaczyły jego pierś głębokimi, obficie krwawiącymi rowami. Zdążył jeszcze zablokować kilka cięć, ale sługa Sarafan narzucił zbyt szybkie tempo walki, by ranny mógł powstrzymać jego ofensywę. Pokonany, upadł na kolana, całkowicie bezsilny, czekający na swój koniec.

Faustus uśmiechnął się triumfalnie i z głośnym chichotem podskoczył do góry, znikając w ciemnościach otaczających belki podtrzymujące sufit piwnicy. Pokonany wampir zacharczał głośno i splunął krwią, uniósł umęczone oczy do góry.
– Nadchodzę! – zawołał odległy głos.

Oczy skatowanego krwiopijcy rozszerzyły się przerażone, ale jedyne co zobaczył to czerwony cień i pięć płonących szponów, które zakończyły jego nieżycie.

Dodaj komentarz