Rozterki Mathiasa #2: Andrzej Sapkowski kontra The Witcher

Andrzej Sapkowski kontra The Witcher
czyli ignorancja pod płaszczykiem arogancji

Nie od dziś wiadomo, że artyści potrafią być ekscentryczni. Nie ma też wątpliwości co do ich często mocno nadętego ego i przeświadczenia o własnej nietuzinkowości. Zdecydowanie charakterystyka ta dotyczy między innymi literatów zajmujących się tworzeniem fantastyki. W pewnym sensie cechy te, o ile nieprzesadnie eksponowane, nie tylko nie przeszkadzają, ale wręcz mogą pomóc w rozwoju działalności naszych sztukmistrzów.

Nie jest już jednak sytuacją zdrową, gdy twórca z pogardą odnosi się do innych dzieł i form artystycznej ekspresji. A już całkiem patologiczną wydaje się postawa wykluczająca pewne grono odbiorców ze względu na określoną cechę. Można to co prawda zrobić w zabawny sposób (starsi czytelnicy być może pamiętają słynne „orędzie” Popka, sprzed jego komercjalizacji, skierowane przeciwko hipsterom) i wówczas raczej nikt z dystansem do siebie nie ma o to pretensji. Ot, satyra a la Testoviron.

Gorzej, jeśli autor, który powinien pełnić rolę swego rodzaju mentora i na takiego się kreuje, otwartym tekstem obraża fanów danego medium tylko ze względu na swoje ciasne horyzonty i prywatne frustracje. Nawiązuję oczywiście do słynnego już niestety stosunku pisarza Andrzeja Sapkowskiego do graczy, w tym w szczególności miłośników serii The Witcher autorstwa CD Projekt RED.

Wieloletnie żale Andrzeja Sapkowskiego

Nie byłbym jednak uczciwy, gdybym zaczął wątek od tej właśnie nieszczęsnej wypowiedzi i w zasadzie na niej skończył, jak to uczynili różnej maści felietoniści mniej lub bardziej poważnych portali internetowych. Sprawa swego rodzaju waśni pomiędzy twórcą książkowego Wiedźmina a światem gier wideo ma bowiem znacznie głębsze podłoże i przede wszystkich nie jest sprawą nową. Niechęć pana Sapkowskiego do CD Projekt RED i dzieł tego znakomitego studia, jakkolwiek wynikająca bardziej z literackiej zazdrości niźli merytorycznych argumentów, trwa już od lat. I to właśnie kwestie z nią związane skutkują krzywdzącymi opiniami pisarza na temat gejmerów.

Dlatego też w swoich rozważaniach cofnę się aż do 2012 roku, czyli czasów pomiędzy wydaniem drugiej i trzeciej części sagi gier komputerowych The Witcher. Celowo w stosunku do marki komputerowej stosuję nazewnictwo angielskie, a do twórczości Sapkowskiego polskie, abyśmy się dobrze zrozumieli. W wywiadzie dla serwisu Eurogamer kreator postaci Geralta z Rivii opowiada właśnie na temat swojej styczności z grami wideo, jego wizji relacji pomiędzy książką a grą oraz konsekwencji wydania swoich produkcji przez CD Projekt RED dla popularności jego literatury.

andrzej sapkowski
Andrzeja Sapkowskiego naturalnie szanuję, ale każdemu przyda się od czasu do czasu kubeł zimnej wody.

Krytykując nieznane na bazie uprzedzeń

Już na samym początku rozmowy Sapkowski przyznaje, że w The Witcher nie widział na oczy, a w same gry nigdy nie grał z braku zainteresowania i czasu. To jest bardzo ciekawe, że rok później tak chętnie sugerował, że gracze to osoby mało inteligentne, nie mając za bardzo pojęcia w temacie, na który się wypowiada… Ale zaraz potem pisarz dodaje:

Grę „The Witcher” znam więc wyłącznie z materiałów graficznych – te zaś oceniam wysoko. Jest na co popatrzeć. I można docenić ogrom włożonej pracy.

Nie jest więc tak, że nie zdaje sobie sprawy z wkładu włożonego przez twórców. Nieco dalej Sapkowski zarzuca jednak bardzo stereotypowym skojarzeniem dotyczącym części gier będących nawalankami pozbawionymi fabularnej treści. I obawiam się, że cały problem może brać się między innymi z tego, że taki negatywny obraz zbudowany przez przekaz medialny sprawia, że pisarz chcąc nie chcąc słysząc „gra”, ma przed oczami właśnie taką „nawalankę”. To z kolei nie pozwala mu docenić piękna sztuki drzemiącego w wielu wartościowych tytułach na PC czy konsole.

Proszę, nie uznajcie powyższych domysłów za próbę usprawiedliwienia postawy Sapkowskiego. Jako artysta powinien on bowiem cechować się znacznie szerszymi horyzontami i nie kierować się przy ocenach tak prymitywnymi kalkami umysłowymi.

sapkowski witcher
The Witcher po części też stanowi „nawalankę”, ale za to pełną ogromnie wartościowej fabuły.

Sapkowskiego Solo Libro

Przejdźmy jednak dalej. Twórca Wiedźmina stanowczo stwierdza, że jego zdaniem gra może stanowić co najmniej luźną adaptację książki, stworzoną przez innych twórców na bazie motywów literackich. Kategorycznie odrzuca określanie The Witcher mianem kontynuacji czy wersji alternatywnej.

Nie jesteście pewni, co się stało z Geraltem? A wiecie, dlaczego? Bo tak właśnie miało być, byście tego nie wiedzieli. I nie będziecie tego wiedzieli nigdy, a przynajmniej dopóty, dopóki ja o tym nie napiszę, a nie wiem, czy zechcę.

Zdaniem pana Sapkowskiego dalszy ciąg przygód wiedźmina z Rivii może napisać tylko on sam (historia o Geralcie jako historia opowiadana przez Andrzeja Sapkowskiego). Jest to mówiąc szczerze dość płytkie myślenie, bowiem często zdarzało się, że w stworzone uprzednio przez innego autora uniwersum wchodzili nowi artyści z własnymi pomysłami. Dość stwierdzić, że część dzieł J.R.R. Tolkiena została dokończona przez jego syna, zaś wykreowany przez J.K. Rowling świat stał się bazą dla filmów i dzieł literackich go ubogacających. I w niczym nie przeszkadzało to sławie pierwotnych twórców (wręcz przeciwnie, działało pozytywnie). Tak samo byłoby zapewne i w przypadku polskiego pisarza, gdyby relacje pomiędzy nim a CD Projekt RED były zdrowe. A do tego potrzeba woli obu stron…

sapkowski wiedzmin 2
Nawet jeśli gier nie uznamy za kanoniczne, to nie umniejsza to ich wysokiej jakości, przede wszystkim fabularnej.

Bezwzględne prawa? No, nie bardzo.

Sapkowski sugeruje wreszcie coś, co mówiąc szczerze mnie zadziwiło:

W produkcji filmowej coś takiego określa się jako „based on characters created by…” – co, by the way, wskazuje wyraźnie, komu przynależy pełnia praw autorskich.

Pomijam fakt, że w każdej części The Witcher taka fraza się pojawia (czego Sapkowski wiedzieć nie może, bo przecież nie widział żadnej z nich na oczy, co nie przeszkadza mu w tak ochoczym narzekaniu). Otóż twórca sam z własnej woli zawarł z CD Projekt RED umowę, na mocy której sprzedał (podkreślmy to – za znaczne, choć może niekoniecznie go satysfakcjonujące sumy pieniężne, ale to już leżało w jego interesie) prawa do wykorzystywania marki Wiedźmin w produkcji gier komputerowych.

W związku z tym nie, panie Sapkowski – pełnia praw autorskich już do pana nie należy. A jeśli zależało panu na większym rozgłosie własnej osoby, wypadało się o to postarać podczas zawierania kontraktu. Choć myślę, że i tak gra znacząco przysłużyła się popularności tak prozy, jak i pana osoby. W tym drugim przypadku niekoniecznie wyszło to zresztą na korzyść sztuki.

Jajko czy kura – Wiedźmin czy The Witcher?

Dochodzimy więc do punktu kulminacyjnego wywiadu. W odniesieniu do współpracy z CD Projekt RED Sapkowski stwierdza, że była ona wystarczająco bliska, cokolwiek miałoby to znaczyć. Jednocześnie zdecydowanie wyklucza pisanie uzupełniające fabularnie grę komputerową, po raz kolejny dając upust swojej niechęci do tego medium. Wreszcie jego zdaniem nie ma możliwości przeniesienia książki do wirtualnego świata.

Nie mnie dyskutować z prywatną opinią pana Sapkowskiego, nie mniej wydaje mi się, że nie dość, że jest to możliwe, to jeszcze wielokrotnie już się zdarzało. A The Witcher stanowi tego dowód, że uniwersum książkowe można nie tylko skutecznie przenieść do wirtuala, ale jeszcze znacząco rozbudować.

Zdaniem autora Wiedźmina to nie sukces gier przyczynił się do wzrostu popularności książek (choć parę zdań później przyznaje, że jednak osiągnęły one w ostatnich latach wyraźny sukces związany z odsłonami wirtualnymi, więc chyba sam Sapkowski jeszcze ze sobą na ten temat dyskutuje). Raczej jest odwrotnie. Wniosek taki wysuwa z faktu, że książki były pierwsze, co więcej:

Są konwenty SF, istnieje internet, prawdziwi miłośnicy literatury fantastycznej zwykle dobrze orientują się w tym, co i gdzie się pisze.

Dyskusje na temat tego, co było pierwsze, oczywiście nie mają sensu, bo nikt nigdy nie ukrywał, że bez książek Sapkowskiego nie powstałyby gry, zaś te pierwsze bez tych drugich również dałyby sobie radę. Sęk w tym, że po raz kolejny mówienie o prawdziwych miłośnikach sugeruje jakiś podział oparty na ocenie czytelnika, na co raczej nie wypada sobie pozwalać w tak niejasny sposób. Co więcej, liczba osób, które zainteresowały się Wiedźminem dzięki wydaniu komputerowemu, okazuje się być znacznie więcej, niż pan Sapkowski chciałby widzieć, szczególnie za granicą. Nie trzeba tych ludzi bagatelizować tylko po to, aby podkreślić swoje autorstwo sagi. Ktoś, kto na każdym kroku żąda uznania dla swego dzieła, zdaje się nie rozumieć istoty sztuki. Bo chciałbym jednak dalej wierzyć, że nie chodzi tutaj tylko o pieniądze, a rozterki natury artystycznej.

prus
Bolesław Prus – przykład pisarza skromnego a niezwykle uznanego. Czyli można!

Andrzej Sapkowski vs. nierzetelni wydawcy

Na koniec wreszcie dowiadujemy się, jaki jest najważniejszy powód frustracji twórczej Andrzeja Sapkowskiego. I tym razem wypada mu przyznać pełnię racji. Chodzi o postawę zagranicznych wydawców, którzy poprzez wstawianie na okładki książek postaci z gier wprowadzają w błąd odbiorców.

Bywa, że widząc takie okładki bez zastanowienia ani sprawdzenia odrzucają książki jako novelizations, upowieściowienia gier, rzeczy w stosunku do gier wtórne.

Rzeczywiście, swego rodzaju odbieranie Sapkowskiemu autorstwa może stanowić przyczynę wcześniej wskazanych niewłaściwych jego postaw. Pytanie tylko, dlaczego – skoro sam nawet stwierdza, że wskazana sytuacja to nie wina gier ani ich twórców – nie szczędził uszczypliwości, a w rok później wręcz ataków pod adresem The Witcher, CD Projekt Red i wreszcie samych graczy? Przecież my także pana w tym problemie popieramy!

sapkowski okładki
Kości niezgody tym razem przybrały formę papierową.

Inba na konwencie

W tym momencie możemy już przejść do słynnej już wypowiedzi Andrzeja Sapkowskiego na Konwencie Polcon z sierpnia 2016 roku. Jedną z rzetelniejszych relacji znalazłem ponownie na portalu Eurogamer, zaś całe spotkanie zostało zamieszczone na YouTube.

Kontrowersyjnych tekstów ze strony pisarza było kilka, dlatego odnieśmy się do nich po kolei.

Prehistoria gier o Geralcie odbija się czkawką

Zaatakowanie Adriana Chmielarza, twórcy pierwszej próby „growej” adaptacji Wiedźmina z 1997 za nieprzesłanie mu kopii wydanej produkcji okazało się strzałem w stopę już na samej konferencji. Gra bowiem nigdy nie ujrzała światła dziennego. To nawet mi nie żal, stwierdził bez ogródek pan Sapkowski. Ukazał ponownie, choć nie wprost, swoje uprzedzenia wobec rozrywki komputerowej. Przede wszystkim jednak oskarżył firmę Metropolis zajmującą się tamtym niedokończonym dziełem o nieprzesłanie mu należnych pieniędzy. Nie szczędził przy tym pewnych złośliwości pod adresem dewelopera.

Przywołany do tablicy Chmielarz za pośrednictwem Facebooka zmasakrował uwagi Sapkowskiego, stwierdzając przede wszystkim, że otrzymał on należne wynagrodzenie.

witcher 1997
Projekt gry wiedźmińskiej z 1997 studia Metropolis. Wiecie co? Może jednak dobrze, że to nie wypaliło…

Stare tezy pisarza w nowym ujęciu

Stwierdzeniem, że gra narobiła mi mnóstwo smrodu i gówna, Sapkowski miał na myśli wspomniane wcześniej mylące okładki książek odbierające mu pierwotne autorstwo uniwersum. Ale przecież jeszcze rok temu zarzekał się, że samej gry za to nie winił. Pisarz wyraźnie ma problem z wyrażeniem swojego stanowiska w sprawie, bo chyba za bardzo pozwala sobą sterować emocjom i przerośniętym ego. W efekcie ponownie dostało się twórczości CD Projektu.

Nasuwa się też pytanie. Skoro współpraca z Metropolis układała się Sapkowskiemu tak źle, jak twierdził, to dlaczego po raz kolejny wpakował się w przysłowiowe bagno gejmingu? Odpowiedź chyba nasuwa się sama. Może jestem ciut złośliwy, ale jak to mawiał Andrzej Lepper – jak nie wiemy o co chodzi, to wiemy, o co chodzi ;-).

Następnie autor opowiadań o Geralcie ponownie zaznacza, że tylko książka jego zdaniem stanowi literaturę, zaś gra czy film mogą stanowić jedynie adaptację. W ścisłym znaczeniu ma on oczywiście rację, gdyż są to różne typy sztuki. Jednak zważywszy że, jak już pisałem, Sapkowski ma problem z jasnym wypowiadaniem się pojęcia literatury mógł równie dobrze użyć w znaczeniu sztuki jako całości w jego rozumieniu.

Co więcej, zdarza się, i to nierzadko, że adaptacje przestają być tylko adaptacjami, a stają się dziełami niezależnymi, równorzędnymi, pod pewnymi względami nawet lepszymi od swojego źródła. Władca Pierścieni jako powieść był oczywiście wcześniej szanowany, ale raczej w ekskluzywnym gronie. Do dziś nie każdy dał sobie radę z przeczytaniem całości tego arcydzieła, ponieważ proza Tolkiena należy do trudnych w odbiorze. Z kolei ekranizacja LOTR okazała się powszechnym hitem i dziś trudno znaleźć osobę, która nie znała choćby podstawowych motywów wyprawy Drużyny Pierścienia. Zatem ta tylko adaptacja zaczęła żyć własnym życiem, jednocześnie ożywiając powieść. Podobnie stało się w przypadku The Witcher. Teoria Sapkowskiego jest moim zdaniem nieprawdziwa.

gandalf
Najsłynniejsze frazy ekranizacji LOTR stały się nawet memami :-).

Finalny pokaz arogancji

Na koniec zostawiłem to, co najbardziej oburzyło graczy.

– Jeśli wpadnę na pomysł, a kto wie czy nie wpadnę, że napiszę sequel Wiedźmina, dziejący się dużo, dużo później, to sądzicie, że będę się kierował tym, co było w grze? A cóż mnie to może obchodzić? – pyta Sapkowski.

– Szczególnie, że nie wiesz, co było w grze – rzuca prowadząca prelekcję.

– Szczególnie, że nie wiem. Mogę kogoś zapytać. Znam parę osób, które w te gry grało, ale niewiele. Obracam się raczej wśród ludzi inteligentnych – podsumowuje autor.

Widziałem dość liczne, choć raczej rozpaczliwe, próby obrony tej wypowiedzi. Nie, proszę państwa, umieszczenie jej w kontekście rozmowy wcale nie zmienia jej wydźwięku. Oczywiście, ktoś powie – człowiek sobie zażartował, a sztywniaki łapią ból dupy. Rzecz w tym, że biorąc pod uwagę wszystko, co dzisiaj przedstawiliśmy, wychodzi jednak na to, że Sapkowski powiedział to raczej bardziej serio, niż żartem. Czy jednak muszę się tutaj produkować i próbować przekonywać, że gracze nie są z definicji nieinteligentni? Chyba nie ma takiej potrzeby.

Chciałbym tylko zaznaczyć dwie rzeczy. Primo wypowiedź Andrzeja Sapkowskiego w stosunku do graczy stanowi kulminację jego osobistej frustracji, spowodowanej prawdopodobnie niekorzystnie zawartym kontraktem z CD Projekt Red, sprzedanym prawom do używania marki Wiedźmin do celów komercyjnych (które chyba najchętniej zatrzymałby dla siebie, jednocześnie ochoczo przyjmując honoraria), a także tym, że świat się zmienia. Pisarz nie rozumie młodego pokolenia i po części trudno mieć mu za złe. Mógłby jednak darować sobie te niepotrzebne uszczypliwości, bo jak już pisałem wcześniej – kreuje się on na mentora polskiej fantastyki.

sapkowski witcher 3
Czyżby nieinteligentni ludzie utożsamialiby się z postacią wykreowaną przez pana Sapkowskiego?

Kto więc  jest większym wzorem?

Secundo, postawa wobec graczy przestaje być dziwna, jeśli uwzględnimy postawę Sapkowskiego wobec jego własnych fanów. Albo nawet zróbmy inaczej. Artystę poznaje się między innymi po tym, jak reaguje na sławę i w jaki sposób traktuje odbiorców swoich dzieł. Zdaniem Sapkowskiego CD Projekt RED to przecież tylko adaptatorzy. Zestawmy więc postawy tych dwóch podmiotów wobec własnych fanów. Na ich podstawie sami będziecie mogli odpowiedzieć na pytanie, komu bliżej do istoty sztuki. I z tą rozterką was zostawiam.

CD Projekt RED

To by było nie fair wobec fanów.

O zakończeniu Wiedźmina, CD-Action

Andrzej Sapkowski

Spierdalaj.

Odpowiedź na prośbę fanki o autograf na spotkaniu z czytelnikami, sytuacja autentyczna.

 

Dodaj komentarz

2 Comments