Opowieści Mrocznego Władcy: Ciąg Dalszy

Opowieści Mrocznego Władcy

pióra Lorda Saurona (Tajemnice Antagarichu)

Ciąg Dalszy

Jeden z Vorgów wyszczerzył się dziwnie. Jak się okazało w skład jego szczęki wchodził imponujący zestaw zębów. Co prawda ta rasa niezbyt przepada za gryzieniem innych (podobnie jak ludzie), niemniej w chwilach zagrożenia rany kłute i szarpane zadawane tymi zębami godnych piranii potrafią zaboleć.
– Nareszcie cię znaleźliśmy. Chowałeś się długo w tej chatce, półtrupia zwierzyno. Teraz nadszedł czas umierać. Królowej nie podoba się twoje postępowanie. Zaświaty chętnie przyjmą twą duszę.
– Myślisz, że wiesz cokolwiek o Śmierci? – parsknął rycerz. – Jesteś jeno ogarem węszącym zwierzynę dla swych panów. Twoja hołota tak samo. Jesteście niczym w zimnym uścisku zapomnienia.
Z szeregu wysunął się jeden z trójki ludzi. Ospowaty blondyn o koziej bródce był wyraźnie zniecierpliwiony.
– Przestańcie pieprzyć głupoty! Zabijmy go i zabierzmy jego głowę jako dowód wykonania pracy. Ciarki mi przechodzą po plecach jak go słucham. – to ostatnie zdanie dodał bardzo cicho.
– Przechodzą, gdyż czujesz drepczące za tobą przeznaczenie. A przecież ciągle możesz przed nim uciec. A jednak cały czas brniesz w zaparte. Uciekajcie, póki możecie głupcy! – wycedził rycerz.
– Nie. Jesteśmy Vorgami i nigdy nie odstępujemy od naszych umów. – na słowo „nigdy” przywódca położył szczególny akcent. – Targothcie, niegdyś Pierwszy Rycerzu Śmierci w służbie Królowej Asheverie, zostałeś skazany na unicestwienie. To miałem przekazać. Teraz przemówi oręż.

Targoth nie odrzekł nic, jeno chwycił mocniej swój miecz i przyjął pozycję bojową. Nieznacznie napiął swoje ciało. Prawą nogę lekko wysunął do przodu, a rękę ściskającą miecz cofnął do tyłu. Jego puste białe oczy lustrowały całe otoczenie. W swym umyśle słyszał tylko cichy niewieści szept… Zabijaj… Zabijaj… Ich czas już nadszedł, Zaświaty wyją o ich dusze. Zaspokój ich głód… Zabijaj… Zabijaj. Tak jak ci rozkazano… Tak jak cię nauczono… Tak jak cię odmieniono…
Nie pozwolił długo się prosić. Gestem przywołał tych, którzy mieli stać się jego oprawcami. Przybyli. Szybko skrzyżował miecze z najbliższym przeciwnikiem. Miecze zaśpiewały metalicznie. Szybko się rozłączyli. Rycerz Śmierci znał doskonale kroki śmiertelnego tańca. Piruet, zamach, obrót. Wyuczona mechanicznie kombinacja cięć i pchnięć. Strach w oczach przeciwnika, który wyczuł, że nie ma wielkich szans. Cięcie w tętnicę szyjną. Głuchy gulgot przeciwnika odruchowo łapiącego się za gardło. Następny Vorg, tym razem walczący na dwa topory. Nie nadawały się do fechtunku, o czym szybko sobie ów nieszczęśnik przekonał gdy został zmuszony do wymiany cięć. Targoth atakował drewno przy stylisku toporków co zdradzało jego doświadczenie. Vorg szybko pozostał z bezużytecznymi kawałkami drewna w dłoniach. Nie zwlekając, rycerz szybko posłał go w Zaświaty wypruwając mu brzuch. Kolejni przeciwnicy wcale nie tracili zapału prowadząc walkę której wygrać nie mogli. Po kolei padali na ziemię, powaleni bezlitosną stalą Targotha. Pardonu jednak nie prosili i walczyli do końca. Oprócz blondyna z kozią bródką który postanowił uciec póki jeszcze mógł. Tutaj Rycerz Śmierci użył swej mocy.

Wyciągnął rękę. Pojawił się w niej karmazynowy płomień, pochodzący z niezbadanych głębin ziemskich. Piekieł, czy Planu Ognia, to bez znaczenia. Ważny był skutek. Rzucił prosto w plecy uciekiniera. Blondyn zapalił się jakby polano go oliwą i podpalono. Zaczął wyć głosem niezwykle przenikliwym. Szyby w oknach domku popękały co bez wątpienia dowodziło wpływu magii. Po chwili upadł wypalony szkielet bez śladu skóry i mięśni.

Ostatni został przywódca, który największy stawiał opór i wydawał się dysponować pewnym potencjałem magicznym, gdyż nie dało się go zwyczajnie spalić jak tamtego nieszczęśnika. Targoth nie zwlekając zderzył się z Vorgiem, próbując przebić jego obronę. Ten ostatni ze spokojem przyjął natarcie i cofnął się do tyłu, wytracając energię która została włożona w ten atak. Wyprowadził cięcie niskie, niebezpieczne. Rycerz wbił miecz w ziemię, blokując atak i jako rewanż uderzył Vorga okutą pięścią w twarz. Oponent zatoczył się i upadł. Zanim jednak ostrze Targotha opadło na jego ciało, zdołał przeturlać się na bok. Nieudana próba podcięcia nóg. Powrócili do pozycji wyjściowej i ponownie starli się, krzesząc iskry ze swych ostrzy. Powoli jednak zaczęło wychodzić na jaw, że Targoth nie męczył się praktycznie wcale a jako wojownik był weteranem niezliczonych krwawych bitew. To samo można było powiedzieć o Vorgu, ten jednak nie miał na swych usługach tak mrocznych sił jak Targoth. Nie minęło zatem wiele czasu gdy przez jego dziurawą obronę zaczęły przechodzić kolejne cięcia rycerza śmierci. Wyczerpany upadł na ziemię, wzbijając obłok kurzu. Dyszał ciężko, krwawił. Nie zostało mu wiele życia. Obaj o tym wiedzieli.

Targoth uśmiechnął się triumfalnie na widok zmasakrowanych ciał, ale podarował tego uśmiechu przywódcy. Odczuwał dla niego pewnego rodzaju szacunek. Stawiał mu długi i zaciekły opór.
– Nie wątpię, że sama królowa zleciła wam to zadanie. Z pewnością jednak korzystała z pośredników. Zdradź mi całą ich siatkę i wszystko co jest z tym związane, a daruję ci życie. – powiedział rzeczowo.
Vorg zakaszlał, krew splamiła jego napierśnik.
– Dobrze wiemy, że zabijesz mnie zaraz po tym, jak wszystko ci powiem. Zresztą pewnie sam zaraz umrę… Odmawiam… Jestem Vorgiem…
Targoth uśmiechnął się drapieżnie.
– Jednak to od ciebie zależy, czy przejście na drugą stronę będzie szybkie i bezbolesne czy odwrotnie. Pamiętaj… Kim jestem… Jam jest Pierwszym… Będę i Ostatnim…
Vorg wzdrygnął się mimowolnie. Wiedział, że okrutnicy tacy jak jego triumfator mają sporą wyobraźnię. Nie zamierzał na to pozwolić. Mróz owionął jego serce.
– To… Uczciwa propozycja. Zgoda. – wychrypiał – Posługują się tajnymi informatorami. Nie znam ich. Możesz zrobić mi cokolwiek, nie wiem, nie znam… Jednak znam jedno oficjalne ogniwo… Gubernatora Falkesa, władającego miastem Sevo. Jestem pewien, że przy twoich… Zdolnościach… Perswazji… Chętnie ci… Pomoże. Miasto jest położone dwie mile stąd… Pozdrów go ode mnie… To przez niego umieram… Niech go piekło pochłonie, a zaraza toczy przez wieki.
– Tak też się stanie. – powiedział uroczystym głosem Targoth. – Spełniłeś swoje zadanie. Zatem… W imieniu Mortis, Śmierci która dała mi tę władzę… Uwalniam cię od brzemienia śmiertelności… Znajdź spokój w ciszy zapomnienia.

Vorg jednakże nie mógł powstrzymać się od cynicznego uśmieszku. Resztką sił podparł się łokciami o ziemię i wychrypiał:
– Uh…Khu..Khu… Jak wy to mówicie…? Amen? Tak! To jest to słowo… Zatem… Amen, przyjacielu…

Ostrze Tchnienia Śmierci odebrało mu życie szybko i bezboleśnie.

Dodaj komentarz

1 Comment

  1. Jednak źle odczytałem to z tym niewidomym typkiem – zdania „On nie był jednak ślepy. Potrafił spojrzeć w głąb czyjejś duszy, odrzeć ją ze wszystkich pragnień i ciepła dnia, pozostawić nagą w ciemności.” zrozumiałem, zrozumiałem, że tylko w dusze potrafi zaglądać, a jednak nie. Dobra, ale bez zbędnych gadek co do samego tekstu.

    Targoth widać oprócz samych umiejętności bitewnych potrafi korzystać z dość silnej magii piekielnej. Nie zniechęca to jednak przeciwników do zrealizowania zadania Królowej (no może oprócz Blondyna, który wiedział co robić, ale też pech i biedakowi się nie udało i spotkał go los niczym kiełbachy na grillu) i pewnie jeszcze wielu będzie próbowało go zatłuc. Pewnie następnym celem „Rycerza Śmierci” jest sam Gubernator, co zapewne już jest w kolejnym OMW. Zapowiada się ciekawie.