Rosyjski pisarz MASAKRUJE Andrzeja Sapkowskiego

Przez swoje niefortunne wypowiedzi Andrzej Sapkowski wpędził swój autorytet w niemałe tarapaty. Autor prozy o Geralcie z Rivii zbiera coraz liczniejsze słowa krytyki z uwagi na swój konflikt z CD Projektem i powiązaną z tym opinię wobec graczy. Jakiś czas temu poświęciłem jego zachowaniom artykuł w ramach Rozterek: Sapkowski kontra The Witcher. Starałem się w nim zebrać racje obu stron, ale siłą rzeczy więcej ich było po stronie oponentów łódzkiego literaty.

Rosyjski pisarz w obronie gier

Tym razem jednak atak nastąpił z wewnątrz środowiska twórców. W dyskusję włączył się rosyjski pisarz Dmitrij Głuchowski, autor książek z postapokaliptycznej serii Metro, która osiągnęła sukces co najmniej porównywalny z Wiedźminem. Zaprezentował on dokładnie odwrotną opinię na temat relacji między grami komputerowymi a literaturą, doceniając niewątpliwe walory twórcze tego medium.

Zdecydowałem się skorzystać z szansy opowiedzenia mojej własnej historii i nie zamierzałem traktować gier wideo jako zagrożenia dla mojej cennej własności. Wręcz przeciwnie. Pomyślałem, że to świetna szansa na wypromowanie całej marki. I tak właśnie się stało.

O samym Sapkowskim wypowiedział się natomiast, nie przebierając w słowach, aczkolwiek raczej niestety dość trafnie:

Uważam, że Sapkowski się myli i jest aroganckim sk***synem. Bez serii gier cykl o Wiedźminie nigdy nie doczekałby się tak obłędnej międzynarodowej poczytności, jaką może się teraz pochwalić. Nie chodzi tylko o graczy, ale też o prasę gamingową i szum, jaki wytwarza, o wrażenie, że nadchodzi coś wielkiego i imponującego. To przyciągnęło ludzi. Bez tego [Sapkowski] pozostałby lokalnym wschodnioeuropejskim fenomenem i nigdy nie przebiłby się na Zachód. To samo tyczy się moich książek z serii Metro.

Gry a literatura zdaniem Dmitrija Głuchowskiego

Z wywiadu z nim dowiedzieć możemy się także, iż brał udział w całym cyklu produkcyjnym gier inspirowanych swoją twórczością. Na tej podstawie buduje on swoją pozytywną opinię. Jakże różną od tego, co mówi Sapkowski, który przecież podkreśla, iż gier The Witcher wręcz nie widział na oczy.

Pierwszą książkę potraktowali jako inspirację i mniej więcej podążali za jej fabułą. Świetnie się spisali. Uważam, że Metro 2033 było pierwszym na świecie lirycznym, sentymentalnym i filozoficznym shooterem 3D. Co do drugiej gry [Metro: Last Light – dop. red.], nie mogli oprzeć jej scenariusza na drugiej książce, ponieważ „Metro 2034” było spin-offem, który nie skupiał się na pierwotnym głównym bohaterze Artemie, lecz na bohaterach drugoplanowych pierwszej powieści. Musiałem więc stworzyć oddzielną opowieść. Moje założenie było następujące: „Chłopaki, oferuję wam moją pomoc, jesteście profesjonalistami i stworzyliście dużo wybitnych gier. Wiecie lepiej, co się sprawdzi, a co nie”.

Pisarz zwraca szczególną uwagę na to, aby w gry komputerowe wszczepiać swoje uczucia. Dzięki temu stają się one pełnowartościowym dziełem sztuki. Pod tym względem jego zdaniem gry mogą wiele czerpać z twórczości literackiej.

Naturalna wymiana pokoleń

Jak zapewne pamiętacie, dość często zwracam uwagę na różnice pokoleniowe pomiędzy graczami a krytykami gier. Dokładnie ten sam aspekt podniósł pan Głuchowski, młodszy od Andrzeja Sapkowskiego o ponad 30 lat:

Jestem częścią pokolenia, które nie uważa gier za kiepską rozrywkę.

Dodać możemy ponadto od siebie, że jest to jedna z niewielu form rozrywki, która potrafi trzymać poziom mimo swojej masowości. Informowaliśmy niedawno o znakomitych wynikach sprzedażowych CD Projektu co do sagi The Witcher. Można więc powiedzieć, że rynek zweryfikował oba skrajne stanowiska Sapkowskiego i Głuchowskiego, przychylając się raczej ku temu drugiemu.

Wywiad został zaczerpnięty z portalu CD-Action.

P.S. Wybaczcie ten clickbait w tytule, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać xD.

Dodaj komentarz

1 Comment

  1. Już myślałem, że Ozjasz Goldberg ruszył do ataku. W sumie potwierdza się to o czym kiedyś myślałem. Różnica pokoleniowa robi swoje, chociaż to też kwestia osobowości. Sapkowski jest bardziej staromodny i chyba nie bardzo rozumie o co chodzi z tym halo o gry komputerowe. Co nie zmienia faktu, że gry czy w ogóle media bardziej tak nazwę „wizualne” (filmy, gry, seriale) potrafią o wiele łatwiej dotrzeć do przeciętnego odbiorcy niż książki. Gra o Tron zrobiła cuda dla Martina, bo przeciętny zjadacz chleba (ktoś niespecjalnie obyty w literaturze fantastycznej) z pewnością nigdy nie słyszał o tej serii. Co nie zmienia faktu, że do doskonałości im daleko – serial kilka rzeczy zrobił lepiej niż książka, ale mnóstwo też zepsuł, widać też kompresję wątków na rzecz zbliżającej się finałowej bitwy. Z kolei seria książkowa od Uczty dla Wron zrobiła się strasznie rozlazła, za dużo postaci, za dużo wątków i tak to sobie wszystko smętnie płynie.