Ostatnią część Trylogii Mrocznego Elfa pochłonąłem w raptem parę dni. Zapomniane Krainy chyba już na stałe zagościły na moich półkach. R.A. Salvatore mówi, że do tworzenia literatury fantasy zainspirowała go twórczość J.R.R. Tolkiena – pewnie dlatego tak bardzo dzieje Drizzta do’Urdena przypadły mi do gustu.
,,Nowy Dom” różni się pod pewnymi względami od poprzednich części cyklu z dość oczywistych powodów. Akcja nie rozgrywa się już w ponurych korytarzach Podmroku, lecz na powierzchni. Z jednej strony traci więc nieco swojego gęstego, ciemnego i nieco niepokojącego klimatu. Jednak podróż pod gołym niebem niesie za sobą także wiele plusów – zamieszkują je różnorodne rasy, istoty czy roślinność. Drizzt ma okazję spotkać się oko w oko ze zmieniającymi się porami roku, urozmaiconą rzeźbą terenu i zapierającymi dech w piersiach krajobrazami.
Tym razem w książce zabrakło Dramatis Personae, jednak w ręce czytelnika oddano znacznie bardziej działający na wyobraźnię dodatek w postaci mapy terenów, które na kartach powieści odwiedza główny bohater. Prześledzenie losów Drizzta staje się znacznie ciekawsze, gdy możemy ustalić w ten prosty sposób jego aktualne położenie.
Część pierwsza – Wschód Słońca – opowiada o pierwszych krokach Drizzta i jego wiernej Guenhwyvar w nowej rzeczywistości. Po zabiciu gnollów w obronie ludzkiej rodziny popadł on w konflikt z dwoma barghestami – potworami z innego Planu (Gehenny), które zostały zesłane na Plan Materialny w celu pożywienia się i nabrania energii. Ulgulu z pomocą swego sługi Tephanisa zorganizował okrutną intrygę przeciwko drowowi.
W tym czasie Drizzt obserwował z ukrycia gospodarstwo ludzi, wchodząc w pierwsze kontakty z jego najmłodszymi mieszkańcami. Nie został jednak przyjęty przychylnie, a osada zdecydowała się nawet na urządzenie na niego zasadzki. Dla mistrza szermierki Drizzta słabo uzbrojeni ludzie nie stanowili żadnego zagrożenia, jednak nie chciał on przelewu krwi, wręcz przeciwnie – liczył na porozumienie z mieszkańcami Maldobar. Niestety, został zmuszony do walki, w wyniku której zranił dotkliwie łowcę nagród Roddy’ego McGristle’a. Ten poprzysiągł zemstę i ścigał głównego bohatera przez resztę rozdziałów powieści, dopuszczając się licznych niegodziwości.
Sytuację napięcia w społeczności Maldobar wykorzystał Ulgulu. Bestia ta zdolna do polimorfii przybrała postać drowa i pod osłoną nocy zamordowała rodzinę Thistledownów, którą Drizzt uprzednio ocalił przed gnollami. Pozostawiwszy na miejscu zbrodni ukradziony uprzednio przez Tephanisa sejmitar skierował podejrzenia przeciwko do’Urdenowi i zbiegł do swojej kryjówki.
W kolejnej części – Tropiciel – Drizzt zmagający się z ogromnymi wyrzutami sumienia mierzy się z dwoma przeciwnościami. Z jednej strony rusza przeciwko mordercy mieszkańców Maldobar. Ślad prowadzi go ku siedlisku barghestów Ulgulu i Kempfany. Prowadzony przez wściekłość acz w dalszym ciągu strategicznie myśląc pokonuje wraz z Guenhwyvar podłe bestie, jednak wychodzi ze starcia poważnie ranny. Nie mógł pozwolić sobie na postój, ponieważ w ślad za nim ruszył Piwobrzuch – sprzymierzony z barghestami gigant wzgórzowy. Ostatecznie Drizzt postanowił i jego zlikwidować, dla bezpieczeństwa mieszkańców okolicznych zabudowań, po czym ruszył w góry.
Z drugiej zaś strony w celu jego ujęcia zorganizowana została wyprawa ze znaną tropicielką Dove Falconhand na czele. Na szczęście dla Drizzta doświadczona kobieta szybko odkryła mistyfikację Ulgulu i z czasem zebrała kolejne dowody na niewinność mrocznego elfa. Ruszała jednak w jego ślady, po pierwsze by zrozumieć zamiary droga, po drugie – bardziej pośrednio – dla pohamowania żądnego krwi McGristle’a.
Kiedy grupa ścigająca drowa wpadła w sidła kamiennych gigantów, Drizzt ponownie stanął przed dylematem. Ostatecznie zdecydował się pomóc niedoszłym oprawcom, tym samym ratując im życie. Po tym wydarzeniu Dove poniechała dalszej pogoni, uznając, że ich cel nie ma złych intencji i oddając go pod obserwację elfa Kellindila.
Po oddaleniu niebezpieczeństwa ze strony tropicieli Drizzt stawił czoła kolejnym wyzwaniom. Tym razem stawiła je przed nim sama natura. Na początku części trzeciej – Montolio – elf poznał uroki zimy, nieznanej mu przecież z Podmroku, w którym to utrzymywała się zawsze w miarę stała temperatura. Tę trudną porę roku przetrwał dzięki wykorzystaniu ognia oraz jaskini zamieszkałej przez niedźwiedzia Bąbla. Z tym ostatnim nawiązał on swego rodzaju mentalną więź, odkrywając tym samym cenną umiejętność wpływania na zwierzęta.
Nieszkodliwy tryb życia obserwowany był przez ekipę Kellindila. Z czasem nabrał pewności, że Drizzt nie przybył w celu skontaktowania się z wodzem orków Graulem. Wręcz przeciwnie, mroczny elf pokonał pewnego razu jeden z patroli zielonoskórego tyrana z Przełęczy Martwego Orka. Z czasem więc potwierdzono dobre intencje drowa i poddano go pod nowe skrzydła.
Emerytowany ślepy tropiciel Montolio de Brouchee stał się pierwszym przyjacielem drowa, poznanym na powierzchni. Nauczył go mowy ludzkiej, opowiedział o tutejszych krainach i ludach je zamieszkujących, a także pomógł Drizztowi uporać się z jego moralnymi brzemionami. Zagajnik Mooshiego stał się dla elfa nowym domem.
Spokój jednak został zakłócony, kiedy Roddy McGristle ponownie zawitał na szlaku w poszukiwaniu Drizzta. Z pomocą Tephanisa, który odnalazł sobie nowego pana – zimowego wilka Caroaka – poznał lokalizację elfa. Następnie zawiązał spisek z Graulem i wspólnie zaplanowali atak na sanktuarium Montolio.
W części czwartej – Postanowienia – dochodzi do starcia, podczas którego Montolio i Drizzt ramię w ramię walczyli przeciwko posiadającemu sporą przewagę liczebną przeciwnikowi. Bitwa o Zagajnik Mooshiego kończy się sukcesem obrońców. Caroak zginął, a Tephanis został ciężko ranny. Graul wraz z niedobitkami orków uciekł, zaś McGristle wpadł w ręce Kellindila. Zdołał jednak się uwolnić, z pomocą szybcioszka, mordując przy tym elfa, który go pojmał.
Niedługo po bitwie stary Montolio dokonał swego żywota. Drizzt przyobiecał mu wcześniej, że nie pozostanie w zagajniku, tylko wyruszy na poszukiwanie kolejnych przygód. Tak też uczynił. Jednak droga to była trudna i pełna rozczarowań. Część piąta – Nowy Dom – to opowieść o licznych nieudanych próbach porozumienia drowa z ludźmi.
Ten jednak nie tracił wiary, którą zaszczepił w nim zmarły przyjaciel. Przyłączając się na krótko do żyjących z żebractwa Płaczących Braci, miał okazję nawet spotkania oko w oko z groźnym czerwonym smokiem. W końcu za radą mnicha zdecydował się wyruszyć do Doliny Lodowego Wichru, miejsca, w którym ponoć każdy łotr znajdzie swoje miejsce.
Okazało się, że nawet w krainie wyrzutków osoba mroczna elfa budzi poważny sceptycyzm. Drizzt nie został wpuszczony do miasta, został natomiast skierowany do Kopca Kelvina. Strzegąc granic społeczności miał dowieść swojej wartości i zyskać zaufanie ludności. Przede wszystkim zaś miał okazję poznać dziewczynkę o imieniu Catti-brie, która od razu wyczuła w nim dobro i obdarzyła tak długo poszukiwaną przez niego akceptację.
Trochę więcej czasu zajęło to jej przybranemu ojcu, królowi krasnoludów Bruenorowi. Paradoksalnie pomogło w tym kolejne spotkanie z zapalczywym Roddym. Łowca nagród nie znalazł w Bruenorze sojusznika, mimo to jednak postanowił stanąć oko w oko z Drizztem. Oczywiście, w walce wręcz nie dorównał uczniowi Zaknafeina, jednak mroczny elf nie był w stanie pozbawić go życia. Umoralniony drow czuł, że nawet życie kogoś takiego jak McGristle przedstawia zbyt dużą wartość, by je niszczyć.
Książka kończy się przemyśleniami Drizzta na temat poszczególnych ras zamieszkujących powierzchnię. Upraszczając nieco elf dzieli je na dobre, takie jak elfy czy krasnoludy, oraz złe pokroju orków. Największy problem miał z oceną ludzi, dochodząc ostatecznie do wniosku, że jako całokształt są raczej dobrzy, jednak poszczególne jednostki należy oceniać indywidualnie.
Jak już wspominałem przy okazji recenzowania ,,Ojczyzny” Trylogia Mrocznego Elfa stanowi prequel względem innego cyklu – Trylogii Doliny Lodowego Wichru. Są to pierwsze książki wydane przez R.A. Salvatore i niewątpliwie przyjdzie czas na ich ocenę. Wpierw jednak zamierzam je przeczytać. A zrobię to z chęcią :-). Mam także nadzieję, że swoimi wpisami zachęciłem was do sięgnięcia po twórczość tego autora.