,,Czas Chaosu”, czyli grafomańskie wywody Mathiasa (#8)

Czas Chaosu
pióra Mathiasa
(#8)

Okrojony skład kolegium przeszedł do dalszych kwestii. Pierwszą z nich było mianowanie nowych członków Wielkiej Rady w miejsce zmarłych bądź skazanych. Dzięki temu w dalszych obradach uczestniczyło już trzydziestu sześciu zaufanych mężów. Inna sprawa, że część z nich otrzymała nominację ze względu na wpływowych krewnych, który już zasiadali w tym elitarnym gronie, jednakowoż była to praktyka na tyle powszechna, wręcz standardowa, że nie zwrócono na nią żadnej uwagi (pod tym względem polityka zbytnio nie różni się między epokami).

Głos zabrał Salvatore Clany:

– Roszady personalne mamy już szczęśliwie za sobą. Zajmijmy się więc tym, co w obecnej chwili najważniejsze, a więc działaniami wojennymi. W celu ustalenia aktualnego kapitału militarnego wzywam posłańców z poszczególnych frontów.

Trzech żołnierzy zostało przyprowadzonych do sali. Jako pierwszy głos zabrał Hers, reprezentujący zachodnie dowództwo.

– Po upadku Vallenstein armia poszła w rozsypkę. Pomioty piekieł zdziesiątkowały wojska Imperium. Śmierć generałów de Valloin i von Ginn położyły kres istnieniu frontu zachodniego. Xilliańczycy zatrzymali ofensywę. Zwyciężyli.

– Wygląda więc na to – rzekł baron de Mistrel. – że zachód jest aktualnie stracony. Powinniśmy wzmocnić obrnę na granicy ze strefą tych czerwonych bydlaków. Nierozsądnym jednak byłoby wysyłać ekspedycje militarne w stronę stolicy. Najwyraźniej Arcykról ma już to, czego chciał, ale nie powinniśmy go ani drażnić, ani tym bardziej tracić czujności. Proponuję skupić się na pozostałych frontach. Tam wciąż trwają walki, o których zapewne za chwilę usłyszymy więcej.

Szlachetne gremium przystało na propozycję barona, który na sprawach związanych z Arcykrólestwem Xillax znał się, jak mało kto – to on bowiem wiele lat temu przewodził wyprawie przeciw nieświętym hordom Laurencjusza Rogatego, która zakończyła się przejęciem wschodnich ziem Xillax przez Imperium (przekształconych następnie w prowincje Sarmondale i Demgate) oraz osłabieniem zagrożenia ze strony diabłów na ponad dekadę. Z tego powodu nikt nie zdecydował się kwestionować stanowiska de Mistrela.

Następnie swoją relację zdał delegat z frontu południowego.

– Dotąd wojska Darhnings zajęły zdecydowaną większość ziem południa. Oparły się jednak pewne strategiczne przyczółki: Rzemyk Wolności od Bandows do Windheim, prowincja Enwalentu oraz pojedyncze twierdze rozsiane po Sektorze Plonów, jak to nieumali nazwali strefę okupacji. Istnieje możliwość obrony tych punktów, o ile Jaśnie Gospodarny Paulus, Potężny Mariusz Godfield, Odważny Tarkwiniusz Wizmoure, Niezłomny Lucjan de Bandows i inni pozostali przy życiu dowódcy otrzymają wsparcie.

– Dysponujemy w odwodach trzema armiami – zaczął sir Gilehad Morz. – Jedna musi ruszyć w celu zlikwidowania spiskowców, którzy zgodnie z poleceniami powinni obozować gdzieś w drodze nad Belouis. Inna nie może opuszczać Prowincji Centralnej. Na południe możemy zatem wysłać tylko jedną. Pytanie – którą?

– Buntownicy to zadanie stosunkowo nietrudne, zatem może przekażmy je temu młodzikowi de Gloss? – zasugerował Hubert Layle.

– Absolutnie nie – sprzeciwił się lord Johann, nowo wybrany kanclerz Imperium. – Ten chłopak może i nie ma doświadczenia, ale widziałem go w akcji, nie ma sobie równych. Zresztą sami oceńcie jego poczynania, raporty nie kłamią.

– To prawda – zgodził się sir Gilehad. – Richard pokonuje martwiaka za martwiakiem. Najwyraźniej odziedziczył zdolności po swym szlachetnym ojcu.

– Albo charakter po swej przeklętej matce – wtrącił z przekąsem hrabia de Sierge, który na dzisiejszych obradach wyraźnie szukał luki w niemal każdym projekcie. Widocznie brak władzy po utracie Sarmondale nie służył mu najlepiej.

– Tego typu docinki są nie na miejscu, Arnoldzie – zirytował się Johann. – Obrażanie cudzych matek powinieneś był porzucić po ukończeniu szkoły elementarnej. – atmosfera gęstniała.

– Nie zapominajmy, co stało się z jego bratem – odparował de Sierge. – Nie możemy ryzykować życia ludzi południa, oddając ich losy tak niezrównoważonej krwi!

– Od kiedy to zacząłeś przejmować się ludźmi, mości hrabio-szczurze? – wypalił lord Johann. Ta uwaga rozsierdziła Arnolda do tego stopnia, że zareagować musiał Salvatore Clancy:

– Uspokójcie się, panowie. Nadmiar emocji nie sprzyja naszej sprawie. Pamiętajmy, że dokonania generała Richarda bronią się same. Czynami dowiódł, że ze swym bratem nie ma niczego wspólnego poza krwią, połowicznie tylko zresztą. Tym nie mniej przestrogi hrabiego de Sierge również należy wziąć pod uwagę. – po raz kolejny arcykapłan zdołał wyważyć rację, schładzając tym samym głowy gorącym dyskutantom.

– Niech zadecyduje głosowanie – zasugerował Hubert Layle, a zebrani przystali na takie rozwiązanie sprawy. Namiestnik wstał, wyciągnął z torby srebrne, obsypane klejnotami naczynie i postawił je na katedrze. – Kto uważa, że na południe należy wysłać Richarda de Gloss, włoży złotą monetę do pucharu. Kto jest zdania, że powinien to być Gotfryd Terański, włoży srebrny nominał. Miedziaka zaś winien dać ten, kto misję powierzyłby Mikaelowi de Frossentin.

Radcy kolejno podchodzili do katedry, gdzie stał puchar z północnej stali, wrzucając następnie odpowiedniego kruszcu pieniądz. Później przewodniczący obrad wraz z nadkwestorem i jednym z kapłanów przystąpili do ich zliczania. Złotych monet było czternaście, srebrnych dziesięć, miedzianych dwanaście.

– A więc postanowione – rzekł Clancy. – Południe otrzyma armię Richarda.

– Jeszcze wspomnicie moje słowa – rzekł pouczającym tonem de Sierge. Kilku równie niezadowolonych z wyniku głosowania uczestników przytaknęło mu, pomrukując.

– Tak, i będziemy z nich żartować przy ognisku – zaśmiał się Johann, po raz kolejny omal nie prowokując kłótni.

Ostatni delegat przyniósł wieści z barbarzyńskiego frontu.

– Impet Boraka i jego kohort znacznie osłabł. Generałowie Mariusz Gryf i Wocetus Adrylyjski zatrzymali wrogą ekspansję na rzekach Belouis i Moriende. Ziemie objęte barbarzyńskim panowaniem pogrążają się w chaosie. Jeśli dostarczycie nam obiecane wcześniej posiłki, będziemy mogli rozpocząć kontrofensywę.

– W końcu dobre wieści – wypowiedział na głos myśli wszystkich zgromadzonych lord Harold, góral z pochodzenia, cesarski sługa z wyboru. – Gotujmy się do bitki! Z chęcią ruszę wraz z Gotfrydem na pomoc naszym dzielnym wojakom.

– Nie zapominajmy o spisku renegatów – zauważył Salvatore. – Jeśli nie rozbijemy tych oddziałów, Mariusz i Wocetus mogą zostać wzięci w kleszcze.

– W takim razie rozbijmy ich! – niemal wykrzyknął pogodny Harold. – Pokonamy odstępców, a potem ruszymy na Boraka.

Tym razem obyło się bez dłuższej wymiany zdań. Gotfryd Terański w towarzystwie lorda Harolda został oddelegowany na front północno-wschodni. Armia Mikaela pozostała, by bronić serca kraju.

***

– Ostatnia sprawa, jaką musimy się dziś zająć – odezwał się znów Salvatore Clancy. – to kwestia regencji i sukcesji po zmarłym cesarzu. Jak wiadomo, nasz miłościwy Lacjusz przed śmiercią zdążył spłodzić czterech synów i dwie córki. Anna i Celina słuszą obecnie w Klasztorze Górnym Słońca Najwyższej Instacji. Tym samym praw do korony nie posiadają. Jak pamiętamy, najstarszy syn, Kord, zginął w trakcie Trzeciej Wyprawy Kantyjskiej pięć lat temu – zgromadzeni oddali niedoszłemu sukcesorowi hołd. – Dwaj kolejni bracia zaginęli jakiś czas temu w tajemniczych okolicznościach. Małoletni Gilbert jest z kolei zbyt ciężko chory, aby przejąć obowiązki monarsze. Racją stanu jest zatem odnalezienie zaginionych potomków cesarza i osadzenie na tronie któregoś z nich. Kto z szacownego grona byłby gotów podjąć się tego wyzwania?

Jako pierwszy zerwał się z miejsca potężnie zbudowany Arnold de Sierge, który może i wydawał się być szorstki w obyciu, ale należał zarazem do najgorliwszych patriotów wśród śmietanki elit.

– Choćbym miał sczeznąć, znajdę cesarskie dzieci!

– A ja ci z chęcią pomogę – odezwał się sir Gilehad Marz.

– Za cesarza i Imperium! Beze mnie się nie ruszycie – zakomunikował następnie niski wzrostem, lecz wielki duchem, blond włosy hrabia Mark Tulle, zarządca prowincji Talacja.

– Starym ja już, ale topór uniosę – rzekł baron de Mistrel. – Na pewno przydam się podczas tej wyjątkowej misji.

– Błogosławieństwo Najwyższej Instancji jest konieczne do zwycięstwa – wstając rzekł arcykapłan Amon. – Dołączę do świętej wyprawy.

– Jako rektor Akademii Magicznej Confludia co prawda nie mógłbym osobiście uczestniczyć w tej operacji – odezwał się sędziwy czarodziej Salis. – Ale za to oddelegowuję do niej trzech moich najznamienitszych adeptów: Kaela, Yorga i Mitrila.

– Znakomicie – ucieszył się Clancy. – Mamy już ósemkę poszukiwaczy, którzy zaryzykują swe życie, aby…

Wtem rozległ się huk. Wrota rozwarły się, a przez nie – ku zaskoczeniu zgromadzonych – wkroczyła grupa kobiet w błękitno-liliowych szatach. Przewodziła im brązowowłosa, zielonooka, wysoka i smukła, poruszająca się z gracją baletnicy, dzierżąca stalową laskę w dłoni i błyszczący sztylet u boku dama. Amelia Luxpread, najpotężniejsza czarodziejka Szkoły w Cleans, mieście znanym jako stolica niewieściej mocy.

– Szanowna Rado! Niezwykle miło, że jak zwykle pomijacie w swych planach czarodziejki z północy – odezwała się bardzo stanowczym, dumny, żywym głosem. – Przez grzeczność przemilczę ten akt arogancji, jakim było niezaproszenie delegacji z Cleans na obrady i niedopuszczenie czarodziejek z najsilniejszej – tu wyzywająco spojrzała na rektora Salisa, którego siwa broda sięgająca stóp zdawała się czerwienieć ze złości. – szkoły magicznej w Imperium do gremium decydującego o losach upadającej korony.

– Amelio… – próbował wtrącić zdezorientowany Clancy.

– Nie przerywaj, proszę, drogi Salvatore. Nadszedł czas, abym to ja zabrała głos w imieniu moich sióstr. Tak więc w tym momencie możecie naprawić swój błąd i dopuścić nas do Rady. Zyskacie dodatkowe wsparcie, a ja osobiście wraz z Cornelią i Valią – wskazała na dwie równie piękne, choć zupełnie różne od siebie czarodziejki ze świty. – dołączę do wyprawy w poszukiwaniu dzieci cesarza Lacjusza.

– Dlaczego mielibyśmy przystać na te rozkazy? – warknął dostatecznie dziś rozjuszony hrabia de Sierge.

– Ponieważ… mamy pewien trop w sprawie zaginionych – Amelia uśmiechnęła się delikatnie, nie bacząc specjalnie na agresywną postawę Arnolda.

Nietrudno się domyślić, ze niedługo po tych słowach przez aklamację Rada powiększyła swe grono o sześć reprezentantek Szkoły w Cleans, zaś uczestników wyprawy było już jedenastu.

***

Obrady zmierzały ku końcowi. Głos po raz ostatni miał zabrać Salvatore Clancy, który po raz kolejny umożliwił ich pokojowe przeprowadzenie swą rozjemczą postawą.

– W imieniu cesarza władzę w państwie obejmie do czasu odnalezienia następcy tronu Wielka Rada, przekształcona na ten okres w Radę Regencyjną. W dniu dzisiejszym Rada podjęła decyzje odnośnie dalszych działań wojennych – stosowne rozkazy zostaną wysłane za pośrednictwem łączników. Ponadto uformowała się grupa ekspedycyjna, której zadaniem jest odnalezienie i sprowadzenie następcy tronu Imperium. Proszę pamiętać o konieczności zachowania tej misji w absolutnej tajemnicy. Wreszcie, do czasu odzyskania Vallenstein lub innych nieprzewidzianych na tę chwilę okoliczności funkcję stolicy Imperium pełnić będzie Confludia. Dziękuję wszystkim za przybycie i aktywne uczestnictwo. Miejmy nadzieję…

Znów drzwi do sali otworzyły się, a przez nie wpadł przerażony strażnik.

– O co chodzi, żołdaku? – zapytał Clancy, nie kryjąc irytacji. Niewiele rzeczy jest w stanie zdenerwować tego wyjątkowo pokojowego kapłana, ale jedną z nich jest przerwanie jego przemowy, szczególnie obliczu zmęczenia po całym dniu obrad. – Czy zdajesz sobie sprawę, że wtargnąłeś na posiedzenie Rady Regencyjnej?

– Najdroższy ojcze… insygnia… cesarskie…

– Co z nimi? – zaniepokoił się Mistrel.

– Korona… berło… pas… wszystko…

– Gadajże wreszcie! – zniecierpliwił się de Sierge.

– Ukradzione! Zrabowane… zniknęły!

Kolejny cios padł właśnie w szatkowane i poniewierane serce Imperium.

C.D.N.

Dodaj komentarz