Wilk i dwie owce
Autorstwa Deferdusa (Tajemnice Antagarichu)
Charles Parker był przeciętnym detektywem. Do jego codziennych zajęć zaliczane były różnorakie śledztwa, poszukiwania i podróże po mieście. A tym miastem był Londyn, sławny praktycznie na całą Europę, ponieważ kto mógł nie znać największej metropolii XX wieku. Charles ma na swoim koncie już 21 przepracowanych lat, a każdą sprawę kończył sukcesem, więc był uważany za jednego z najlepszych w swojej branży. Ostatnio jednak otrzymał zadanie, które różniło się od poprzednich gonitw za zbrodniarzami. Jego celem był tym razem seryjny morderca, co nie zdarzało się często, zważając na to, że takich szaleńców rzadko się spotyka.
Przebywał właśnie na miejscu zbrodni, przyglądając się ciału i otoczeniu. Na pierwszy rzut oka, wydawało się, że została tutaj dokonana zbrodnia doskonała, ale mężczyzna wiedział, że takie zbrodnie nie istnieją i nikt nie potrafi zaplanować wszystkiego idealnie. Ofiara umarła od dźgnięcia nożem. Wskazuje na to narzędzie zostawione obok ciała. W każdym razie, to było za mało, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski.
– Panie Parker – usłyszał głos zza swoich pleców i odwrócił się pośpiesznie, jakby wyrwany z głębokiego transu – Znaleźliśmy świadka. Nie jest w dobrym stanie psychicznym, ale myślę, że rozmowa z nim może okazać się pomocna.
– Za chwilę do was dołączę. – powiedział detektyw, niezmiernie uradowany tą informacją, chociaż starał się tego nie okazywać. Niestety, niekontrolowany ruch kącików warg zdradzał jego radość. Przygotował notatnik i korytarzem udał się za milicjantem, który poinformował go o tej szczęśliwej wiadomości.
Gdy dotarli na miejsce uwagę detektywa zwrócił człowiek siedzący skulony na łóżku.
– To właśnie on. Mam nadzieję, że chociaż pan da radę czegoś się od niego dowiedzieć. – dodał jeszcze milicjant i oddalił się trochę.
– Więc to ty widziałeś jak została dokonana zbrodnia? – Charles zapytał tajemniczego człowieka, a ten tylko spojrzał na niego wpółmartwym wzrokiem i kiwnął głową. – Rozumiem, możesz mi coś powiedzieć o mordercy?
Ten zamiast odpowiedzieć pokazuje dłońmi, że potrzebuje kartki i czegoś do pisania. Gdy otrzymuje te rzeczy, zaczyna coś rysować i pisać, a po chwili oddaje kawałek papieru z rysunkiem, który mógł narysować tylko utalentowany rysownik. Przedstawiał wysoką postać z nożem w dłoni i workiem na głowie, takim jaki nosił kat w czasach średniowiecza przy egzekucjach. Pod spodem była napisana nazwa ulicy, blisko której mieszkał Charles i pewne cyfry. Po za tym było coś jeszcze.
– Kim jest Zatruty Eryk? – detektyw zapytał milicjanta, a ten przez chwilę wahał się z odpowiedzią.
– Jeden z najgroźniejszych zabójców w mieście. – odpowiedział drżącym głosem – Zostawia swoje ofiary żywe z powbijanymi strzykawkami z trucizną. Nasz jeden zły ruch i człowiek jest martwy. Niestety, często się to właśnie w ten sposób kończy. Ma na swoim koncie już siedemnaście osób, z czego uratowaliśmy tylko trzy.
– Skoro tak, dobrze byłoby zabrać go do jakiegoś szpitala. – dodał detektyw wskazując na świadka – Nie pytajcie dlaczego. Po prostu to zróbcie.
Po tych słowach wyszedł i skierował się ku wyjściu przyglądając się jeszcze kartce.
Cyfry na niej przedstawione to 2 1 0 8. Dopiero po dłuższych rozmyślaniach zrozumiał znaczenie tych znaków.
O godzinie 19:30 Charles stał obok posiadłości nr 21 na Harley Street. Mieściło się tutaj dużo prywatnych gabinetów lekarskich, a w budynku przed nim zapewne znajdował się jeden z nich. Wydawał się opuszczony, więc to było idealne miejsce na kryjówkę dla mordercy. Poinformował już milicję, więc ludzie byli ukryci w prawie każdym możliwym miejscu, aby złapanie przestępcy było prostsze. Zadaniem detektywa było za to wejście do środka i gdy pojawi się przestępca dać znak latarką przez okno. Trzy mignięcia. Podszedł do drzwi i nacisnął na klamkę, a te po prostu się otworzyły. Zdziwił go ten fakt. Czyżby morderca nie bał się, że ktoś tu wtargnie i znajdzie coś czego nie powinien? Czy on tak naprawdę nie zostawiał tutaj żadnych rzeczy? Przeszedł kilka kroków do przodu w celu rozejrzenia się po domu gdy coś go zatrzymało.
– Dave, to ty? – usłyszał pewien donośny głos. Wstrzymał oddech. W tym momencie potrafił usłyszeć bicie swojego serca. – To ja, Eryk. Nie martw się, chyba nie ma tu straży. – głos zaśmiał się donoście, a Parker wiedział już do kogo należał. Gdy kroki zaczęły się zbliżać wszedł szybko do pokoju obok. Zauważył, że znalazł się w małej pracowni z biurkiem na środku. Szybko do niego podbiegł i schował się pod nim, niemalże idealnie mieszcząc się na małej powierzchni obok szafki. Gdy zdążył zasunąć krzesło drzwi otworzyły się i ktoś wszedł powoli pociągając nosem.
– Dave, nie nastraszysz mnie. Zdejmij worek z głowy i chodź bęcwale. – mówił głos Zatrutego Eryka. Zrobił jeszcze kilka kroków w przód i wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Detektyw nie chcąc czekać przygotował się do dania znaku gdy usłyszał kolejne, ciężkie kroki.
– Wreszcie, gdzie ty byłeś? – kontynuował paplanie Eryk i razem z drugim człowiekiem ruszył w głąb posiadłości. Charles domyślił się, że Dave to morderca, który widnieje na rysunku świadka. Zaświecił latarką przez okno i kilkoro ludzi wyłoniło się ze swoich kryjówek. Po chwili wszyscy wpadli do środku z rewolwerami i krzyczeli podstawowe formułki do złapanych zbrodniarzy. Parker dalej czuł, że przeżył właśnie prawdziwe chwile grozy, a po jego głowie chodziła tylko jedna myśl: „Naprawdę upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu”.