Fantastyczne opowieści #12 – ,,Powrót do domu: Dusza Patrioty” (2/2)

Autorstwa KoLoS(Bractwo Kartografów)

Rozdział VII – Podróż w jedną stronę

W przeciwieństwie do gór, które pokonali maszerując szerokim kanionem, tym razem nie mogli znaleźć dalszej drogi do Nowego Wroga.

– Może to jest stolica Nowego Wroga? – zażartował Dern.

– Chciałbyś – odpowiedziała mu Adela. – Ale Reenand…

– Reenand? – przerwał Adeli Dern. – Ten nekromanta?

– Tak, pokonaliście go? – zapytała z nadzieją Adela.

– Nie… uciekł z pola bitwy – odpowiedział Dern.

– Wiem – wtrącił nagle Gottard. – Wszystkie wojska nieumarłych zawsze podążają od strony tej zatoki górskiej. Myślę, że gdzieś jest jakiś monolit, trzeba go tylko poszukać.

– Oby to było tak łatwe, jak tobie to się wydaje – dodał Blirvaen. – Bo ja myślę, że wielki mistrz martwiaków sam by tak nie podróżował po polach bitwy.

– Sugerujesz, że Reenand jest po prostu kimś ważnym? – zapytał Dern akcentując słowa „po prostu”.

– Całkiem możliwe – odpowiedziała Adela za swego męża.

– Nie traćmy czasu – wtrącił Vitag. – Odszukajmy ten monolit i ruszajmy zwalczyć przyczynę naszej chęci zemsty.

Ruszyli całą armią, a swoich zwiadowcom wydali rozkaz odnalezienia monolitu. Po dwóch dniach zwiadowcy jeszcze nie wrócili, za to wyszli im na spotkanie nieumarli. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie wyszli z oślepiającego światła, które nagle się przed nimi ukazało. Wywiązała się chaotyczna bitwa. Bohaterowie sami zamiast wydać rozkazy, dołączyli do bitwy, a żołnierze widząc to, zrozumieli, że mistrzowie dają im wolną wolę. Po paru minutach odgłosy walki ucichły, tylko co niektórzy żołnierze jęczeli ranni. Blirvaen od razu wziął się do leczenia uszkodzonych w bitwie oddziałów. Założyli w jednym miejscu obóz, ale ustawili więcej straży niż zwykle. Nazajutrz przybyli zwiadowcy. Od razu skierowali się w kierunku bohaterów.

– Niesiemy dwie wiadomości – zaczął przywódca zwiadowców. – Jedna dobra, druga zła.

– Zacznij od złej – polecił Vitag.

– Niestety nie da się – zaoponował zwiadowca. – Wtedy nie miało by to sensu.

– Niech i tak będzie, zaczynaj – zgodził się Vitag.

– A więc udało nam się zlokalizować monolit – powiedział przedni zwiadowca. – Nikt go nie strzegł…

– To już dwie dobre wiadomości – wtrąciła Adelaide.

– Nie do końca – sprzeciwił się zwiadowca stojący gdzieś z tyłu. – Nie był strzeżony, ponieważ jest to monolit wejścia, to znaczy, że jeśli skierujemy się w jego pole magii przeniesienia, już nie będzie odwrotu, a alternatywną drogę do domu blokuje łańcuch gór.

– Reenand – powiedziała cicho Adela.

– Tak, to on przenosi oddziały martwiaków z jednej strony gór na drugą – dodała Mitrea.

– Szybko, zbierzmy żołnierzy. Ruszamy do monolitu. Nie ma czasu. Ruchy! – wydał szybko rozkaz Gottard.

Bohaterowie się domyślili, że nie mając bazy i nie trenując nowych oddziałów, działają na swoją niekorzyść, gdyż nieumarli gromadzą w tym czasie kolejne legiony nieumarłych, które potem nekromanta Reenand mógł przeteleportować w najmniej spodziewanym momencie. Po niecałej dobie dotarli do monolitu, który miał ich przenieść na teren wroga. Nie wiedzieli, co ich spotka po drugiej stronie, ale wiedzieli jedno: są coraz bliżej celu…

Rozdział VIII – Ostatni krok

Znaleźli się wszyscy po drugiej stronie monolitu w dość krótkim czasie, gdyż monolit był dość szeroki. To, co zobaczyli po tej części gór wręcz ich zatkało. Nie było tu ani jedno prawdziwie żywe źdźbło trawy, żadne drzewo nie było w pełni życia. Nieumarli kompletnie spaczyli swoje otoczenie. W przeciwieństwie do ich obaw, nikt ich nie zaatakował, spodziewali się walczyć od razu po przejściu przez monolit, ale napotkali tylko ciszę. Gottard ruszył z niewielkimi oddziałami na zwiad. Zaś reszta postanowiła założyć bazy. W sumie założyli cztery fortece, w których mieli zamiar się bronić i szkolić nowych żołnierzy. Gottard zdążył wrócić z informacjami, a nieumarli nadal pozostawali bierni wobec najeźdźców. Nie wszczęli jak dotąd żadnych działań.

– Obawiam się, że oni coś knują – powiedziała Adela. – Może w tym czasie gromadzą potężną armię?

– Coś w tym stylu – odkrzekł Gottard. – Otóż wędrując zauważyłem 6 nekropolii oraz jedną ogromną gdzieś w oddali za garnizonem chronionym przed magią.

– Być może przygotowują dla nas jakieś pułapki i zasadzki – głośno myślał Vitag.

– W każdym razie mnie nic nie spotkało – odpowiedział Gottard. – Jak na razie.

– Moja propozycja jest taka – odezwał się Dern. – Zbierzmy większą ilość żołnierzy, zostawmy sporą część w zamkach, zaś sami z resztą wojsk udajmy się gdzieś w jedną stronę, będziemy po kolei niszczyć nekropolie. Powoli.

– Dobry pomysł – powiedział Stard i wszyscy się rozeszli.

Rozpoczęła się realizacja planu, bohaterowie sprzymierzeni mieli spore szczęście, gdy już zebrali odpowiednią ilość żołnierzy i mieli rozdzielić jednych do garnizonów, a drugich do marszu, wtem zaatakowali ich nieumarli. Zaatakowane zostały wszystkie cztery bazy naraz. Jednak teraz to już były spore warownie. Obrona jednak była dramatyczna, żołnierze Nowego Wroga ciągnęli się aż po wzgórza, ale były to tylko szkielety i zombi, które nie grzeszyły potęgą. Za to ludzie wypuścili przeciw nim wiele strzał, włóczni, bełtów, a później jednorożców i czempionów, którzy atakowali będąc pod gradem pocisków od własnych przyjaciół. Nekromanci prowadzący martwiaków do boju przenieśli wszystkie oddziały jadowitego pomiotu na flanki i wieże zostały niespodziewanie zaatakowane. Adela rzuciła zaklęcie 'zapomnienie’ na wszystkie oddziały jadowitego pomiotu, ale generałowie Nowego Wroga przypuścili zmasowany atak wampirów. Mitrea zwołała wszystkich mnichów do siebie i skryli się w bezpiecznym miejscu, po czym wszczęli modlitwę do niebios o pomoc. Gdy inicjatywę zaczęli przejmować podopieczni magów śmierci z nieba przylecieli archaniołowie i dołączyli do walki. Adela widząc to zawołała Blirvaena i przywołali razem smoki czarodziejskie, zaś Adelaide razem ze znachorami wezwała duchy lasu i przyzwała feniksy. Po paru minutach armia nieumarłych została zniesiona z powierzchni pola bitwy.

Do loży królewskiej wkroczył Reenand.

– Konegarze, władco nieumarłych – rozpoczął nekromanta. – Atak na zamki ludzi i bastiony elfów się nie powiódł.

– Dlaczego? – spytał surowym głosem król. – Przecież zebraliśmy legion żołnierzy. Jak to możliwe?

– Druidzi i klerycy zaczęli przyzywać różne potężne istoty. – odrzekł Reenand.

– Jakie? – wtrącił się Konegar.

– Archanioły, feniksy i smoki czarodziejskie. – odparł Reenand.

– To dlaczego do cholery i wy nie przyzwaliście! – zaklął władca.

– Ale co? – spytał niepewnie Reenand, a król podszedł do niego.

– Hybrydowego tytana ze skorupą mithrilowego golema! – krzyknął do ucha podwładnemu tak głośno, że nekromanta się przewrócił na bok. Konegar odczekał moment, kiedy Reenand wstawał i znów powiedział. – Na razie najłatwiejszym sposobem będzie stworzenie jakiegoś kościanego smoka, bo te szkielety i tak się do niczego nie nadają. Bierz po dwa tuziny kościejów i łącz ich za pomocą magii w wielkie skrzydlate potwory.

– Tak panie. – odkrzeł Reenand chcąc już wyjść.

– Ale to nie wszystko – powiedział jeszcze król. – Zbierz wszystkich nekromantów, złóż jakąś ofiarę z cerberów i chochlików… i tak ich nie lubię, a następnie wezwij do tego wymiaru diabły.

– Na rozkaz – powiedział nekromanta, złożył ukłon swemu władcy i wyszedł.

Po udanej obronie zamków, ludzie i elfy wraz z nowymi oddziałami potężnych jednostek ruszyli na nekropolie. Zdobyli i zniszczyli pierwsze trzy najbardziej oddalone od bramy. Jednak, gdy byli w połowie drogi do czwartej zaatakowała ich setka kościanych smoków, ale niektóre padły, zanim doleciały do celu, ponieważ reakcja strzelców była natychmiastowa. Zza wzgórz wyłoniły się diabły, tak więc mnisi wypuścili kule magii i w ich kierunku, następnie rozpoczęła się walka między najpotężniejszymi stworami, zaś od tyłu zaszedł ich potężny rycerz śmierci i rzucił czar 'huragan’, który powalił słabsze oddziały stojące na tyłach i rzucił do ataku duchy oraz zbrojne szkielety olbrzymy. Teraz to już była regularna bitwa, w którą zaangażowali się też bohaterowie. Sam rycerz śmierci upatrzył sobie ranną Mitreę i rozpoczął szarżę. Blirvaen, gdy to zobaczył rzucił dwa czary, najpierw 'ożywienie natury’, a następnie 'oplątanie’, dzięki którym pobliskie drzewa zostały uzdrowione, a ich korzenie pochwyciły nieumarłego herosa. Gottard zbliżył się do martwiaka, który był uwięziony w uścisku ożywionego drewna i wbił krótki miecz w miejsce, gdzie normalnie znajduje się serce. Adelia wraz z Vitagiem ruszyła na duchy, a reszta potomków Jenoda walczyła pomagała walczyć z diabłami. Bitwę wygrały wojska sprzymierzeńców, przy czym straty były zadziwiająco małe. Nie zwlekając, uleczyli się, a następnie ruszyli w kierunku pozostałych nekropolii. W tydzień później w ruinę obróciły się kolejne 3 mroczne twierdze.

Niedługo potem, po dniu odpoczynku ruszyli w stronę bramy chronionej przed magią.

Rozdział IX – Stary wróg

Konegar wezwał do siebie Reenanda.

– Nie mogę z tobą wytrzymać, mam ochotę cię zabić – powiedział zirytowany władca nieumarłych. – Ale mam dla ciebie zadanie.

– Słucham?

– Musisz spróbować przyzwać jednego z największych nekromantów w historii krain Deyja – rzekł Konegar. – Jego imię brzmi Sandro.

– To są tylko legendy – wtrącił Reenand.

– Cicho głupcze! – warknął na niego król i wyciągnął błyszczący na fioletowo kryształ. – Z pomocą tego artefaktu, powinno ci się udać to, co rzekomo jest nieosiągalne. Ja, dzięki niemu podróżuję ponad górami bez twojej pomocy, zaś ty, dzięki niemu masz przemienić legendy w rzeczywistość. Zrozumiałeś?

– Tak – odrzekł Reenand, a jego władca wręczył mu jego artefakt.

– Teraz odejdź, a gdy wykonasz swoje zadanie, przynieś mi artefakt – zakończył Konegar.

Bohaterowie prowadzący wojska sprzymierzone stanęli przy garnizonie, który błyszczał się w różnych kolorach. Nie wahając się ruszyli w stronę północną. Naprzeciw nich wyszły setki żołnierzy, od szkieletów, przez zombi, upiory, duchy, zmory, wampiry, po olbrzymie szkielety odziane w solidne zbroje. Gdzieś dalej z tyłu stał Reenand wraz z kilkoma akolitami nekromancji. Dern od razu zrozumiał, że oni znajdują się poza zasięgiem pola antymagicznego, którym emanowały wrota. Bohaterowie zanim ruszyli do ataku postanowili się rozmówić.

– Z tyłu stoi Reenand – rozpoczął Dern. – Nie jestem pewien co będzie robił z paroma pomocnikami.

– Znajduje się poza zasięgiem magii garnizonu, ale jego czary też nas nie dosięgną – wspomniał Gottard.

– Podejrzewam, że będzie przyzywał różne potwory, które wyśle przeciw nam – wyjaśniła Adela.

– Tak, to całkiem możliwe – przyznała jej rację Mitrea.

– Może zróbmy tak – zaproponowała Adelaide. – My ruszymy na niego, podczas gdy żołnierze będą walczyć z nieumarłymi z garnizonu, a potężniejsze jednostki będą nas chronić przed potworami, które będzie przywoływał nekromanta.

– Dobry pomysł Adelio – odparł Vitag. – Zrealizujmy go.

Dern polecił swoim żołnierzom przygotować się, a po dziesięciu sekundach rozkazał zaatakować. Stard w tym czasie pokierował potężniejszymi istotami tak, by walczyły z potworami, które przyzwie nekromanta. Bohaterowie po chwili ruszyli flankami omijając bijących się żołnierzy w stronę Reenanda, ale i tak nie obyło się bez paru kościanych strzał czy trujących spluwocin jadowitego pomiotu skierowanych w biegnących herosów. Reenand przyzywał szybko wiele diabłów, a następnie za jego plecami pojawiły się ze dwie setki szkieletów, które szybko przeistaczały się w smoki, które z kolei nekromanta wraz z pomocnikami przetwarzali i ulepszali w smoki mroku, a były one szybsze, bardziej wytrzymałe, postarzały swe ofiary, a także mogły stawać się na chwilę niewidzialne. Bohaterowie zajęci chwilowo walką nie zauważyli, jak nekromanta poświęca szkielety, by stworzyć z nich potężniejsze potwory. Archanioły od razu rzuciły się na diabły, smoki zaatakowały smoki, zaś feniksy ziały ogniem raz jednych, raz drugich. Po chwili bohaterowie stanęli całą ósemką przed Reenandem.

– Teraz już nie uciekniesz – powiedział głośno Dern.

– Może ja nie ucieknę, może nawet zginę, ale moja śmierć nie będzie nic warta dla was – odparł Reenand. – Jeśli nie ja was zabiję, zrobi to za mnie ktoś inny.

– Dość! – krzyknęła Adela. – Pokonałam swego męża, pokonam i Ciebie.

Wszyscy rzucili się na nekromantę, tylko Dern odczekał i zajął się akolitami nekromancji. Po niedługim czasie odgłosy walki ustały. Bitwę wygrały siły sprzymierzone. Niedługo potem, gdy wszystkich wyleczono za pomocą magii, rozdano mikstury leczenia, a następnie wszyscy udali się w stronę wielkiej nekropolii.

– A więc to jest wasza stolica – powiedział do siebie Dern.

Gdy przygotowywali się do oblężenia, na wieżach zgromadziły się dziesiątki szkieletów łuczników oraz tyle samo jadowitego pomiotu. W środku miasta znajdował się Konegar, który wstąpił na mur.

– Przybywacie do stolicy Nowej Deyji, do Nex! – mówił donośnie król. – Ja jestem Konegar, władca nieumarłych. Nie zdobędziecie tego miasta, lepiej stąd odejdźcie.

Bohaterowie prowadzący wojska sprzymierzone nie odezwali się, tylko wydali rozkaz rozpoczęcia oblężenia. Pierwsza wystrzeliła katapulta, niestety chybiła, bo nie trafiła prosto w zaskoczonego Konegara. Archaniołowie ruszyli do przodu, feniksy też, ale natrafili na okropny opór ze strony martwiaków, a Konegar rzucił czar 'berserker’ na feniksy i te piękne ogniste ptaki zaczęły atakować najbliższy im oddział – archaniołów. Za to czarodziejskie smoki ciskały błyskawice, rzucały magiczne strzały oraz kule ognia na zamek nieprzyjaciela. Pełno wampirów walczyło z pikinierami i wilkami, białe tygrysy rzuciły się na szkielety. Gdy wydawało się, że los walki już jest przesądzony z tyłu odezwał się czyiś głos.

– Hahahahaha, szkoda, że mój wybawca zginął, ale mogę go teraz pomścić! – był to Sandro. – Chylcie czoła przed moją potęgą!!!

– To Sandro! – krzyknęła Adela.

Sandro nie dość, że był nekromantą, który potrafił czynić cuda, to jeszcze prowadził ze sobą równy mendel smoków mroku. Czarodziejskie smoki od razu skierowały swoje magiczne twory w stronę nowego zagrożenia. Zaś Sandro widząc, że w jego stronę celuje horda strzelców rzucił czar 'cień śmieci’ i wszyscy, których dosięgnął ten czar przemienili się w momencie w nieumarłych. Mitrea szybko rzuciła zaklęcie 'milczenie’ na Sandro, zaś Stard i Adelaide ruszyli w jego stronę. Nad ich głowami latały lodowe pociski, magiczne języki ognia, elektryczne wiązki, ale myśleli tylko o tym, by powstrzymać Sandro. Blirvaen wraz z Adelą rzucili wspólne zaklęcie 'potężniejsze wzmocnienie’, po którym archanioły i feniksy się opamiętały i ruszyły na prawdziwego wroga, jednak zostało ich już niewielu. Walka przy bramach miasta została wygrana przez wojska ludzi i elfów, więc odsunęły się i czekały, na sforsowanie bramy. W tym akurat momencie, wielki głaz trafił w środek murów miasta Nex – w jego bramę. Gdy tylko mur przestał się rozpadać, cała masa żołnierzy wtargnęła do miasta kierując się na wieże. Konegar wzniósł kryształ do góry.

– Teraz, Kamieniu Mocy, nasyć się mocą i pomóż mi! – wykrzyczał.

Nagle kamień zaczął oślepiająco lśnić i pochłonął dusze prawie kopy wilków, a następnie uwolnił część swojej mocy i z ziemi powstała taka prawie taka ilość zombi, co padło zwierząt bojowych. Dern dołączył do bitwy wewnątrz miasta, a Gottard widząć, że Sandro świetnie się posługuje kijem i skutecznie odpiera każdy atak dwóch herosów wyciągnął swój krótki miecz, wycelował go w stronę nekromanty i rzucił całą swoją siłą, jednak Sandro odbił go kijem, lecz dało to wystarczająco wiele czasu Stardowi i Adelaidzie, aby mogli go zranić. Obaj trafili go w brzuch, a następnie paladyn odciął mu głowę. Konegar wycofał się do środkowej wieży i zbyt późno zauważył, że wpadł w śmiertelną pułapkę, ponieważ głaz wystrzelony z katapulty leciał prosto w jego stronę, ale zasłonił swego władcę kościany smok poświęcając za niego swoje drugie życie. Czarodziejskie smoki wygrały z przeciwnikiem, ale zabrakło im many, więc poleciały zaatakować z bliska, obrały sobie za cel środkową wieżę. Źołnierze wówczas już ranni, niektórzy ciężko i wielu, których przyjaciele już polegli wypili akurat swoje mikstury leczenia. Jednak Konegar przyzwał wykorzystując całą swoją manę setki szkieletów.

– Teraz mnie nie pokonacie! – powiedział.

– A właśnie, że tak!!! – dostał odpowiedź od wszystkich bohaterów wojsk sprzymierzonych.

Wszyscy ruszyli kierując się tylko jednym uczuciem – chęcią wywarcia zemsty. Konegar, gdy zobaczył, jakiej mocy dostali wrodzy herosi, stanął jak wryty i nie mógł się ruszać, chwilę później tylko spojrzał nad siebie i zauważył jak jeden z czarodziejskich smoków wykonuje wielki zamach swym ogonem – to była ostatnia rzecz, jaką ujrzał. Został zabity. W ten czas padły też wszystkie archanioły z wyjątkiem jednego i wszystkie feniksy, ale ocalały archanioł wskrzesił pozostałe, zaś feniksy się odrodziły z popiołu. Teraz losy walki były już przesądzone.

Po niecałym dniu bohaterowie wojsk sprzymierzonych i ich armia zostawiła za sobą ruinę miasta Nex, ale zanim to uczynili wzięli artefakt od nieżyjącego króla Starego Wroga.

Epilog

Bohaterowie, aby wrócić do domu wraz z armią, użyli mocy artefaktu, który od razu przestał błyszczeć, jak tylko ostatnia jednostka została przeniesiona na drugą stronę łańcuchu górskiego. Gdy się upewniono, iż wszyscy zostali steleportowani, herosi wraz z armią ruszyli w stronę południa.

Po powrocie do już prawdziwego domu przekazano im dwie wiadomości, obydwie były złe. Nieumarły zabójca imieniem Quentiox zabił króla Anverga i króla Lortena. Bohaterowie postanowili go publicznie ściąć. Wykonali na pograniczu państw Mythland i Farecoun egzekucję Quentioxa.

– Oto zebraliście się tu wszyscy – mówił kat. – By zobaczyć śmierć ostatniego żołnierza Nowego Wroga!

– Starego Wroga! – wtrąciła się z tyłu ósemka herosów.

– Ekhm… ostatniego żołnierza Starego Wroga! – poprawił się kat, po czym zwolnił ostrze gilotyny. Tłum wiwatował.

Nazajutrz potomkowie Jenoda wraz ze swymi nowymi przyjaciółmi, z którymi pokonali Starego Wroga, udali się wraz z zabalsamowanym ciałem swego ojca Jenoda wykonać jego ostatnie życzenia zapisane w testamencie, które brzmiało: „Pochowajcie mnie w Krainach Dobrobytu. Wasz ojciec – Jenod.” Państwa Mythland i Farecoun podzielili się odpowiednio między sobą Krainami Dobrobytu, oddając też trzecią część elfom. Żadna z tych trzech nacji nigdy więcej ze sobą już nie walczyła.

Dodaj komentarz