Ostatnimi czasy sięgnąłem dla inspiracji i rozrywki po literaturę fantasy. Wybór padł konkretnie na twórczość R.A. Salvatore, pisarza niezwykle płodnego, twórcę postaci Drizzta Do’Urden. Przygoda mrocznego elfa o szlachetnym sercu przyciągnęła mnie tak bardzo, że postanowiłem podzielić się swoimi wrażeniami po lekturze.
Pierwsza część Trylogii Mrocznego Elfa nosi tytuł ,,Ojczyzna” jako czwarta powieść autora w świecie Zapomnianych Krain z Drizztem w roli głównej. Jest to więc prequel względem cyklu Trylogia Doliny Lodowego Wichru (której to jeszcze nie czytałem, ale zamierzam). Nazwa Zapomniane Krainy niewątpliwie budzi pewne skojarzenia u weteranów fantastyki i gier RPG. Słusznie, bowiem jest to uniwersum zapoczątkowane przez Eda Greenwooda na potrzeby kultowego Dungeons & Dragons. Twórca RPG’a z radością przyjmuje kolejne książki osadzone w wymyślonym przez niego uniwersum. Jak sam stwierdza w Przedmowie do powieści Salvatore, świat, który on ożywiał dla innych, dzięki nim ożywa również dla niego.
Struktura ,,Ojczyzny”, jak również kolejnych części Trylogii, jest uporządkowana i dobrze przemyślana. Dla wygody czytelnika na początku autor zamieścił w porządku alfabetycznym wykaz bohaterów występujących na kolejnych stronicach dzieła, wraz z ich krótką identyfikacją (Dramatis Personae). Z początku nie muszą nam zbyt wiele mówić, jednak już po tych kilku stronach możemy się zorientować, że postaci w książce nie będzie przesadnie wiele. Ten hermetyzm komponuje się z przytłaczającym klimatem podziemnego życia w Podmroku.
Następnie przechodzimy przez pięć części (Pozycja, Fechmistrz, Akademia, Guenhwyvar, Zaknafein) przedstawiających kolejne etapy życia Drizzta do’Undera w Menzoberranzan. Jest to miasto mrocznych elfów (drowów), oparte na brutalności, fałszu, tyranii i podporządkowaniu wszystkich sfer życia kultowi Pajęczej Królowej – Lloth. Mieszkańcy zgrupowani w domach pod przewodnictwem kobiecych Opiekunek rywalizują ze sobą o pozycję w hierarchii oraz o względu owego demonicznego bóstwa. Tej krainie obce są jakiekolwiek elementy szlachetności, sprawiedliwości czy wrażliwości. Zamiast nich dominują przemoc, zdrada i bezwzględność.
W takich właśnie okolicznościach narodził się i dorastał Drizzt, elf o fioletowych oczach, który od razu wydał się niezwykły swej rodzinie. Zawdzięczając życie splotowi okoliczności oraz cudzej zbrodni pierwsze kroki stawiał pod okiem swej siostry, kapłanki Vierny. Dość szybko wyszły na jaw jego niezwykłe zdolności – tak magiczne, jak i fizyczne. Jednak tym, co go najbardziej różniło od reszty świata, w którym przyszedł na świat, było posiadanie cechy praktycznie u drowów zlikwidowanej – moralności.
Surowe wychowanie nie wybiło z głowy Drizztowi „bluźnierczych” wartości, które rozwinął pod okiem Zaknafeina. Ten potężny fechmistrz również nie akceptował okropności świata mrocznych elfów, jednak zabrakło mu odwagi, by się temu przeciwstawić. W Drizzcie ujrzał to, co w swoim mniemaniu zatracił w samym sobie. Dlatego niezmiernie obawiał się, że dziesięcioletni pobyt młodzieńca w Akademii zniszczy w nim szlachetność.
Tak się jednak nie stało, Drizzt wykazał niesamowitą wręcz odporność na propagandę kultu Lloth. Jednocześnie rozwijał swój talent i szybko okazał się być wojownikiem przewyższającym wszystkich swych rówieśników. Niestety, doskwierała mu ogromna samotność, która wiązała się z pielęgnowaniem niepopularnych ideałów.
Towarzystwo odnalazł w końcu w magicznej panterze Guenhwyvar. Jakaż to smutna ironia losu, że szlachetny drow odnalazł nić porozumienia dopiero w istocie nie tylko z innego gatunku, ale również innego wymiaru. O swoją przyjaźń rywalizować jednak musiał z właścicielem magicznego zwierzęcia, który zresztą dybał – jak wielu w Podmroku – na życie wyróżniającego się elfa.
Jako członek zbrojnego patrolu Drizzt przeżył wyprawę na powierzchnię. Wychowany w nienawiści do innych ludów, a w szczególności krewnych elfów faerie, miał okazję skonfrontować propagandę z rzeczywistością. Nie chcąc łamać swych zasad, przede wszystkim okazując rzadko spotykaną w Menzoberranzan litość, sprowadził niełaskę Lloth na swój dom. Pogłębiająca się niesubordynacja spowodowała, że do’Urden stali się zagrożeniem dla Drizzta.
Dzięki pokonaniu wrogich rodzinie magów, a przede wszystkim ogromnemu poświęceniu Zaknafeina nad Drizztem przestał wisieć wyrok śmierci Opiekunki Malice. Młody elf jednak zadecydował. Uwolniwszy Guenhwyvar z rąk dotychczasowego właściciela opuścił Menzoberranzan. Zdecydował się na drogę wyrzutka. O jego dalszych losach w tunelach Podmroku opowiada druga część Trylogii Mrocznego Elfa – ,,Wygnanie”.
Książka przesycona jest bólem, przemocą i mrokiem. Rozświetlają ją nieliczne iskierki, które co rusz muszą oglądać się za plecy, bo wielu jest chętnych, by je zgasić. Najjaśniejszy blask bije oczywiście od głównego bohatera. Drizzt jako jedyny miał odwagę i siłę, aby wyrwać się z otchłani zła. Nigdy nie ugiął się pod dyktatem chorego porządku drowów, co sprowadzało na niego liczne trudności. Drugim płomykiem rozświetlającym jaskinie Podmroku był Zak. Przegrał on jednak swą walkę o sprawiedliwość. W nienawiści do siebie i świata, w którym przyszło mu żyć, jedynym, na kim mu zależało, był Drizzt. Za kogoś takiego warto się poświęcić. Zak to postać tragiczna ,,Ojczyzny”. Trzeci promień to magiczna pantera – Guenhwyvar pomogła Drizztowi przetrwać cierpienia odmienności i gorycz niesprawiedliwości, okazała się wierną przyjaciółką, która również posiadała swoją nieprzeniknioną moralność. Jest jeszcze Vierna, kapłanka, która zdaniem Zaka miała szansę być jak Drizzt, jednak lata posługi w kulcie Pajęczej Królowej pozbawiły ją tej możliwości. Posiada ona pewne przebłyski litości, jednak czy odnajdzie swoją szlachetność? Być może kolejne części udzielą odpowiedzi.