Niebieska Poświata
Autorstwa Deferdusa (Tajemnice Antagarichu)
Część II
Otworzyłem na ostatnich wpisach. Nie zdziwiłem się jak znalazłem krótkie notatki. Nie lubił pisać dużo.
„22 Październik 2002 roku.
Obudziłem się rano, chociaż dalej byłem zmęczony. Nogi mnie bolały jak nie wiem. Czułem pod poduszką coś twardego, a gdy ją podniosłem moim oczom ukazał się piękny, świecący kamyk. Skąd się wziął? Nie miałem pojęcia. Był taki ładny, że mogłem patrzeć na niego w nieskończoność…”
Ten skrawek udowadnia, że mówił mi prawdę. Jednak czy dowiem się czegoś więcej?
„23 październik 2002 roku.
Niedługo przyjdzie do mnie Will. Kupiłem mały kuferek dla tego cudownego przedmiotu. Czułem, że nie mogłem się z nim rozstać ani na sekundę. Czy to szaleństwo? Nie… to tylko kamyk. Piękny, świecący, cudowny, czarujący mały skarb…”
Ten wpis był świeży. Postanowiłem wyrwać tą kartkę z dziennika i wrócić do swojego miejsca zamieszkania. Nic więcej bym tu już nie zdziałał, a mój przyjaciel ma na prawdę poważny problem. Gdy wszedłem do domu znalazłem na ziemi małą paczkę. Zaciekawiony czym prędzej wziąłem ją, wstąpiłem do kuchni i przy stole otworzyłem. W środku była butelka z winem, która wysłałem na badanie, był też pewien list. To na pewno wyniki.
„W winie nie znaleziono niczego szkodliwego zdrowiu, jednak co ciekawe dodane do niego było bardzo dużo środków nasennych.”
Nasennych? Zbladłem na twarzy. Wiedziałem co to oznacza.
– Cholera jasna! – przekląłem na głos. Kobieta nie była martwa, po prostu spała. Gdybym sprawdził jej tętno wiedział bym to od początku. Popełniłem taki radykalny błąd! Po za tym sprawca musiał ułożyć ją w taki sposób, aby oddech był jak najmniej zauważalny. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał on godzinę 22:34. Trudno, będę musiał obudzić mieszkańców cudownego domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon w stronę klienta.
Droga strasznie się dłużyła. Zaczęła się burza z piorunami, zaczął padać również deszcz. Jedna z błyskawic uderzyła w drzewo, powodując jego złamanie, a ono spadło na ulicę którą jechałem. Musiałem kontynuować podróż okrężną drogą, a ona była o wiele kilometrów dłuższa, więc nim dotarłem minęły dobre 2 godziny. Wpadłem do domu bez pukania, a gdy zobaczyłem mnie gospodarz bardzo się rozzłościł.
– Przepraszam pana, co pan tutaj robi o tak późnej godzinie, dopiero rozpoczął się kolejny dzień! – mówił głośno, ale dalej opanowanie. Ja jednak bez słowa pędziłem w stronę miejsca dokonania zbrodni. Otworzyłem drzwi na oścież, ale… ciała już nie było.
– Niemożliwe! – krzyknął zdziwiony gospodarz – Nikt tutaj nie wchodził, przysięgam panu.
– Nie musiał nikt tego robić. Kobieta żyła. Świadczy o tym to. – powiedziałem i wskazałem na kartkę, leżącą na biurku. Po jej dokładniejszych oględzinach okazały się nowym wpisem do zabranego przeze mnie wcześniej pamiętnika.
„On mnie woła, kamień jest blisko, a ja go odzyskam nie ważne za jaką cenę.”
– Nie rozumiem, skoro ona żyła, co robiła nieprzytomna na ziemi? – pytał mężczyzna nie rozumiejący nic z całej sytuacji.
– To zbyt trudne do wytłumaczenia, jednak jestem blisko rozwiązania całej zagadki. – powiedziałem i wyszedłem. Ruszyłem w stronę swojego domu, aby zastanowić się nad sytuacją i odpocząć. Co mnie zdziwiło na mojej ulicy zapalone były wszystkie światła a ludzie wyglądali przez okna, wpatrując się w jeden punkt. Po krótkim czasie zauważyłem pewną klęczącą postać.
Wysiadłem z auta, wszędzie było jasno od różnych świateł z okien i latarek, po za tym świeciły się również reflektory mojego samochodu. Dojrzałem niebieski błysk i w końcu światło, które oświeciło już prawie wszystko. Kamień, trzymała czarnowłosa kobieta w płaszczu, na ziemi leżał zniszczony kufer, a klęczącym mężczyzną był Will… W końcu wycelował on rewolwerem w swoją skroń i wystrzelił, nim zdążyłem go powstrzymać. Upadł twarzą na ulicę, a z jego ręki wypadł jego dziennik, który otworzył się na stronie ostatniego wpisu… Przynajmniej, tam gdzie powinien ten wpis być. Kobieta zauważyła mnie.
– Oh, to ty panie detektywie – wypowiedziała swoim słodkim głosem. – Czy to nie ty zajmowałeś się sprawą mojej „śmierci”?
– Do cholery jasnej o co chodzi z tym kawałkiem skały! – krzyknąłem klękając obok martwego przyjaciela. Po chwili wyraz mojej twarzy zmienił się na pełen żalu.
– Ten kamień. – powiedziała i podniosła wyżej trzymany przedmiot – To nie jest zwykła rzecz. Daje on potęgę, o której zwykli ludzie mogą tylko marzyć. Potrafię kontrolować umysły każdego, kogo tylko zechcę. Niestety są wyjątki. – powiedziała i roześmiała się. Jej również odbiło na punkcie tego kamienia. Podniosłem powoli broń. – Ty jesteś jednym z nich.
– Czemu? – spytałem, bardziej zaciekawiony sytuacją niż zdenerwowany.
– Posiadasz potęgę, która opiera się sile kamienia. Twój przyjaciel za to umiał jak ja porozumieć z nim. Ja również nie rozumiem twojej odporności, ale i na ciebie znajdę sposób, tak jak na Willa. Kamień kazał mi zabić każdego. – rzekła i rzuciła zapałką pod domy, gdy nagle wybuchł wielki ogień. Ludzie zaczęli wyskakiwać przez okna i płonąc. Nie zwracali jednak na to uwagi. Po prostu ginęli bez słowa, jak na rozkaz.
– Przestań, nie ważne jak to robisz, przestań! – krzyczałem i podniosłem broń gotów do strzału – Wyrzuć ten kamień, ale już!
– Myślisz, że coś mi zrobisz strzelając z tej zabawki? – powiedziała ironicznie i wyciągnęła nóż, po czym rozcięła sobie żyły na dłoni. Co dziwne, rana szybko się zagoiła, a po chwili nie było już śladu. – Ja nie zginę, ale ty tak.
Strzeliłem w nią, ale jak mówiła, to nic nie dało. Nie chcąc tracić naboi zaprzestałem. Ona rzuciła zapałkę pod kolejne domy, rozpoczęło się to co poprzednio. Nie mogę jej zabić, ale jeśli trafiłbym kamień?
– Teraz ty. – powiedziała – Bądź grzeczny i sam się zabij, albo ja to zrobię tym nożem.
– W takim razie podejdź. – powiedziałem lekceważąco, a ona z uśmiechem zaczęła podążać w moją stronę. Gdy była już tak blisko, że mogłem wycelować w tajemniczy przedmiot zrobiłem to.
– Nie masz szans, opuść broń. – powiedziała.
– Nie celuję w Ciebie! – krzyknąłem i wcisnąłem w spust. Pocisk rozbił kamień, blask zniknął, a kobieta upadła z bladą twarzą na ulicę. Gdy w końcu w szoku zauważyłem, że trafiłem w mały punkt podszedłem do leżącej dziewczyny. Była martwa. Wszyscy byli martwi. Czułem się jak na cmentarzu z wykopanymi z grobów ciałami. Wokół było czuć smród spalonych ciał.
Na miejsce przyjechała policja, przesłuchano mnie a następnie wzięto na komisariat. Miałem dużo spraw w sądzie przez co i wiele problemów. W końcu zamknięto mnie w więzieniu na karę dożywotnią. Zostałem wzięty za szaleńca i mordercę. Dla mnie, i całej wioski już się wszystko skończyło. Sadzę jednak, że istnieje więcej takich skał jakie ja spotkałem. To tylko kwestia czasu, kiedy wyginiemy…