Fantastyczne Opowieści #24 – Egzorcysta Rozdział (1/2)

Egzorcysta
Autorstwa Deferdusa (Tajemnice Antagarichu)

Rozdział 1 – Zły sen i demon

Długi, wąski korytarz. Chłopak biegł przez niego potykając się co chwila o własne bose stopy. Zimna podłoga mu bardzo dokuczała, sprawiając, że było mu coraz chłodniej. Po dłuższym biegu wszedł w jakąś kałużę na podłodze. Co to mogło być? Nie przestał jednak biec, gdy nagle uderzył w twardą ścianę, na której powinny znajdować się drzwi ewakuacyjne.
– Ładnie to tak uciekać młody człowieku? – usłyszał głos pewnego mężczyzny. Brzmiał bardzo uroczyście i kulturalnie.
– Kim jesteś? – odpowiedział mu uciekinier stojąc zadziwiająco blisko ściany. Próbował znaleźć drzwi, ale wiedział, że to było bezsensowne. Ich tu nie było.

Zapaliła się mała żarówka na suficie, która mrugała złowieszczo. Idealnie oświetlała namalowany białą farbą krąg na środku wielkiego pomieszczenia, ponieważ wygląda na to, że korytarz zniknął. Po całym malowidle były rozmieszczone sporadycznie kałuże krwi, a w jego centralnej części stało wysokie krzesło, na którym siedziała pewna postać ubrana w uroczysty frak. Do kompletu brakuje tylko pianina. Postać wyjęła z kieszeni długą złożoną kartkę, wyglądającą na jakąś listę. Po kilku minutach rozkładania jej (to niesamowite, że da się tak dużo razy złożyć jeden pergamin) osoba powiedziała głośno i wyraźnie.

– Czy ty zwiesz się Feliks Brown?

Chłopakowi zatrzymał się na chwilę dech w piersiach. To prawda, nazywał się tak. Skąd on znał jego imię i nazwisko? Może ktoś go otruł i to jego koniec, a osoba siedząca przed nim ma za zadanie zabrać go na tamten świat?

– Ponawiam pytanie. Czy jesteś Feliks Brown?! – powtórzył głośniej, jakby myślał, że wiadomość nie dotarła do młodzieńca.
– T-tak. – odpowiedział drżącym głosem adresat pytania.
– Cudownie! – rzekła tajemnicza postać i wyrzuciła za siebie długi pergamin który znikł w ułamku sekundy zostawiając po sobie kolorowe bańki mydlane. Mężczyzna zszedł z krzesła i zaczął zbliżać się do drugiej osoby – Trafiłem idealnie! Powiedz, czy wiesz o tym, że możesz być ścigany przez wysłanników Szatana? Demony, chcące krwi takich osób jak ty?
– Jestem ateistą, nie wierzę z Szatana, demony, Boga ani nic z tym związanego. – odpowiedział chłopak dalej opierając się o tą samą ścianę. Dziwny mężczyzna posmutniał wyraźnie, chociaż spod cienia rzucanego na jego twarz przez wielki cylinder można było dojrzeć tylko bladą skórę i usta.
– Cóż… nie szkodzi. Wystarczy, że będziesz wierzyć we mnie, a skoro widzisz moja osobę przed swoimi oczyma, nie będzie o to trudno. Przejdźmy do konkretów. – kucnął przed Feliksem i kontynuował – Masz w sobie coś, dzięki czemu mógłbyś pokonać te demony. Niestety, nie użyjesz tego, póki ja nie aktywują tej mocy. Na szczęście nie jestem zły i zapytam Cię o zdanie. Czy chcesz posiąść tą moc? To będzie się równać z wielkimi zmianami w twoim życiu. Chociaż jeśli się nie zgodzisz, będziesz mógł je stracić.

„To nie jest możliwe. To musi być tylko cholerny sen! Tak, na pewno! Nic mi się nie stanie jak się nie zgodzę.” pomyślał chłopak, przekonując siebie samego do racji tej myśli.

– Tak, to prawda, nic Ci się nie stanie młody człowieku. Oczywiście tylko przez same nie wyrażenie zgody. Bo wtedy nie będziesz mógł się bronić przed tymi złymi stworzeniami jakimi są demony. – mówił mężczyzna oglądać swoje paznokcie. Wyraźnie pokazywał, że nie zależało mu zbytnio na tej rozmowie jak i decyzji. – To jak będzie?
– Nie zgadzam się. – odpowiedział zdecydowanie Feliks – Po prostu nie chcę. Teraz mnie zostaw.
Mężczyzna wstał i wrócił powoli na krzesło.
– Do zobaczenia chłopcze. Myślę, że jeszcze się spotkamy.

Światło żarówki stało się tak intensywne, że pękła pozostawiając za sobą tylko ciemność i mrok…

Feliks obudził się z krótkim krzykiem w swoim pokoju w akademiku. Więc jednak miał rację, to był tylko sen. Przez chwilę dochodził do siebie po czym wytarł chusteczkę twarz z potu i zaśmiał się do siebie. Była godzina trzecia w nocy, a on był wyspany. O dziewiątej musi wstać aby zdążyć na lekcje. Był uczniem pierwszej klasy studiów na kierunku medycyny. Idzie mu całkiem nieźle, osiąga spore sukcesy. Ludzie mówią, że ma zadatki na naprawdę dobrego lekarza. Cóż, to się jeszcze okaże. Chłopak rzucił się na poduszkę i spróbował jeszcze zasnąć, chociaż do rana już mu się to nie udało.

Zadzwonił budzik swoim denerwującym brzęczeniem. Po chwili znalazł się jak co dzień na podłodze, tym razem pechowo rozsypał się na wiele malutkich kawałeczków. To przez to, że uderzył o twardy kant krzesła przy biurku, na którym odrabiał prace domowe oraz rysował, ponieważ to było jego pasją. Uwielbiał rysować, kiedy tylko miał czas. Ćwiczył dzień w dzień i w końcu doszedł do naprawdę wysokiej klasy, jeśli nie do perfekcji.

Wstał z łóżka, zabrał ubrania z szafy i ruszył w stronę łazienki, aby zażyć porannej toalety. Od razu ruszył w stronę kranu z wodą, który odkręcił i umył porządnie swoją twarz za pomocą zimnej wody i mydła. Trochę mydlin dostało mu się do oka, powodując lekkie szczypanie i pieczenie, nie przeszkadzało mu to jednak, a raczej ożywiało i rozbudzało. Dopiero potem wziął szybki prysznic, po którym umył zęby i przepłukał usta płynem do płukania.

Nie lubił jeść śniadania od razu z rana, ponieważ nigdy nie miał wtedy apetytu, a jedzenie nie jest wtedy przyjemnością a męczarniami. Zrobił więc sobie dwie kanapki z pierwszym lepszym składnikiem z lodówki. Wypadło na ser. Całość zapakował w papier śniadaniowy i w pudełku wrzucił do plecaka. Dzisiaj nie miał dużo lekcji. Spojrzał na zegarek, który prawie zawsze nosi na swojej lewej ręce. Wskazywał godzinę 9:40. Zerwał się szybko i pobiegł w kierunku przystanku autobusowego zamykając za sobą szybko drzwi.

Mało brakowało a spóźniłby się na autobus, który już odjeżdżał gdy ten biegł w jego stronę. Na szczęście, kierowca go poznał i zatrzymał się jeszcze na chwilę, aby chłopak zdążył wsiąść. Po 10 minutach dotarł do szkoły, jak zwykle 5 minut przed dzwonkiem na lekcje. Wysiadł z pojazdu po zapłacie za podróż i ruszył w kierunku wielkiego, nowoczesnego budynku. Chociaż szkoła była tak wielka, nie było tu wielu uczniów, ponieważ tylko dwustu. Zapewniało to brak tłoku i mniej hałasu. Lubił to, ponieważ wtedy nauka wydawała się mniej męcząca. Po za tym było wiele kółek zainteresowań, chociaż wśród nich nie było koła rysowniczego, przez co nie mógł rozwijać swoich umiejętności również w szkole. Ale trudno, wszystkiego mieć nie można.

Dotarł w końcu do swojej szafki na której dojrzał przyklejoną kartkę z „brzydkim rysunkiem” mówiąc grzecznie. Nie wzruszyło go to jednak. Wręcz przeciwnie, rozbawiła go ludzka głupota. Zgniótł kartkę w dłoniach i wrzucił do pobliskiego kosza na śmieci. Schował w szafce cienką kurtkę którą nosił w wiosnę oraz przebrał buty i wrzucił resztę niepotrzebnych rzeczy, zabierając ze sobą tylko książki na lekcję. Równo z zamknięciem drzwiczek zabrzmiał dzwonek na lekcję. Feliks ruszył w kierunku klasy, gdy przy drzwiach wyjściowych zauważył grupkę dręczycieli, otaczających jakiegoś ucznia. Nawet na studiach takich osób nie brakowało. Największy z gromady odezwał się do niewinnego ucznia.

– Mówiłeś coś do mnie?
– Mówiłem, że macie mnie zostawić w spokoju. – odpowiedział.
– I myślisz, że to podziała? Pokaż na co cię stać! – po tych słowach największy dryblas zamachnął się pięścią na swoją „ofiarę” i w tym momencie dojrzał ich jeden z nauczycieli, który postanowił szybko coś zdziałać swoim głośnym „Hej”. Było już jednak za późno. Pięść uderzyła chłopaka w twarz, jednak samo uderzenie nic by mu nie zrobiło. Dużo zdziałało uderzenie tyłem głowy w ostry kant skrzynki z gaśnicą. Momentalnie trysnęła krew, a nieprzytomne ciało zsunęło się po ścianie na podłogę. Dręczyciel zaczął się cofać, ale został złapany przez dwójkę nauczycieli.
– Zadzwonić po pogotowie – krzyknął profesor Benitto jak był zwany przez innych z powodu swojego akcentu.

I wtedy Feliks zaczął zauważać coś w ciele rannego. Jakby jakieś wewnętrzne zło, które ciągnęło go do niego, aby go dobić. Zrobił kilka kroków w tamtą stronę, zatrzymał się jednak i niemal z użyciem siły cofnął się. Wokół zebrało się pełno gapiów obserwujących całą sytuację. Jednak w ciele tamtego chłopaka cały czas działo się coś złego, jakby cała złość miała zaraz eksplodować niszcząc wszystko wokół…

Obudził się unosząc w powietrzu, w nicości. Nie wiedział gdzie aktualnie jest, ani co się dzieje. Pamiętał tylko cios dręczyciela i wielki ból całej głowy, który dalej się utrzymywał.
– Witaj moje dziecię. – usłyszał niski głos, wydobywający się praktycznie z każdego miejsca i kierunku. – Co ten zły człowiek ci zrobił?
– Kim jesteś? Zostaw mnie! – mówił chłopak zasłaniając uszy, głos jednak dalej do niego docierał.
– Nie chciałbyś się zemścić na tej okrutnej osobie? Aby poczuła to co ty? Ten sam okropny ból?

Ucisk uszu zelżał.
– Co masz na myśli?

Straszny głos zaśmiał się złowieszczo.
– Mogę dać ci moc, która pozwoli ci pokonać tą osobę. Nie martw się też o swoje rany, wyleczę je całkowicie, a nawet Cię wzmocnię abyś otrzymywał jak najmniejsze obrażenia. Staniesz się lepszym od wszystkich ludzi. Każdy będzie bił przed tobą pokłony! Musisz powiedzieć tylko jedno słowo.
– Ale… jeśli nie spodoba mi się to, co mi dasz… Będę mógł wrócić do starej postaci?
– Cóż, jest pewien sposób. Ale nie wydaje mi się, aby nie spodobał ci się prezent.
– Nie wiem.
– Zdecydowanie! Tak czy nie!? Pamiętaj, że odmowa wiąże się z twoją śmiercią na skutek wykrwawienia! A nawet jeśli byś przeżył, nadal pozostałbyś nędznym człowiekiem nad którym każdy może się znęcać! Czy tego chcesz?!
– NIE! – krzyknął chłopak
– Więc odpowiedz!
– Tak! Daj mi ten prezent! Chcę stać się potężniejszy!
– Dobra odpowiedź. Jak się zwiesz chłopcze?
– Dan.
– Bardzo dobrze. Już niedługo obudzisz się potężniejszy i zdrowszy niż nigdy wcześniej!

Rozległ się głośny śmiech, a Dan zaczął spadać bardzo szybko. Krzyczał, ale nic to nie dawało. W końcu dojrzał pod sobą swoje ciało, w które z wielką prędkości uderzył… Wszystko to zakończył rechotem, ponieważ czuł się o wiele lepiej i potężniej. Wiedział co ma teraz zrobić.

Gdy dziwna energia w ciele Dana narastała i narastała, Feliks po długim powstrzymywaniu przed chęcią dobicia chłopca w końcu nie wytrzymał i uległ biegnąc w stronę ciała.

– Odsuńcie się! – krzyknął, gdy nagle energia wewnątrz ciała z braku miejsca w końcu eksplodowała wyrzucając pełne tumany dymu. Co dziwne nigdzie nie pojawiło się ani trochę krwi. Do czasu. Dym opadł, a w miejscu pobytu ciała już go nie było. Dan był po drugiej stronie pomieszczenia, bez żadnych ran z pięścią na plamie krwi. Była to krew osoby, który go zaatakowała. Leżała teraz martwa na ziemi bez połowy twarzy. Ręce zdrowego już człowieka były zupełnie inne. Jakby zrobione ze stali. Jego wzrok momentalnie obrócił się w stronę Feliksa.

„Widzisz go?” – słyszał w myślach Dan – „To jest twój wróg. On będzie chciał, cię zabić. Musisz to zrobić pierwszy. To jest egzorcysta.”
– Egzorcysta – powiedziało ciało, które jak wyraźnie było widać, nie miało nad sobą panowania.
„Dokładnie. Zabij go. Teraz!”

Stworzenie ruszyło bardzo szybko w kierunku Feliksa. Ten czym prędzej rzucił się do ucieczki.
„Więc to nie był zwykły sen.” – myślał uciekający – „To wszystko jest prawdą. Cholera, wróć kimkolwiek byłeś i pomóż mi, człowieku w cylindrze.”

Dodaj komentarz