Niebieska Poświata
Autorstwa Deferdusa (Tajemnice Antagarichu)
Część I
Trwała ciemna i burzliwa noc. Co chwila czarne niebo rozjaśniały na ułamek sekundy wielkie błyskawice, natychmiastowo swoim grzmotem budząc część mieszkańców małego miasteczka na południu Anglii. Nie było ono zbytnio znane, utrzymywało się głównie z żniw i połowu ryb. Domy były biedne, większość zajmowały po prostu ceglane budynki w których mieszkały małe rodziny. Wieś wkrótce miała opustoszeć, a ludzie nigdy nie wrócić. Żył w tym miasteczku pewien mężczyzna. Miał na imię Will i był znany z tego, że zapisywał wszystkie swoje poczynania w pamiętniku. Robił to zawsze przed północą, a pamięć miał bardzo dobrą, więc większość z danego dnia pamiętał. Weszło mu to w nawyk i pisał w pamiętniku zawsze, bywało, że robił to nawet nieświadomie pisząc po prostu piórem.
Był rok 2002, trwał październik od dni 24. Szedł on właśnie ulicą, trzymając w prawej dłoni rewolwer, a w lewej swoją świętość. Chodząc przez kałuże w końcu padł w jednej na kolana. Patrzył wprost na jakąś postać w płaszczu i czarnym kapeluszu. Trzymała ona ręce w kieszeni z których wydobywały się promyki niebieskiego światła i patrzyła w ziemię, zmartwiona. Mężczyzna przyłożył sobie broń do skroni i wystrzelił. Książka wypadła mu z ręki a on uderzył bladą twarzą w beton. W oknach od razu zapaliły się światła. Wszyscy ludzie mieszkający przy tej ulicy patrzyli w jeden punkt. W martwego mężczyznę. Pamiętnik leżał w kałuży krwi otwarty na jednej stronie. Był na niej zapis z dnia przed. Powody tego zdarzenia, mieszkańcom były nieznane. Nie mogli oni w końcu wiedzieć jak ważne było zdarzenie który zaobserwowali. Wszystko bowiem miało początek kilka dni temu.
Październik dzień 22. Piękny poranek w naszym małym miasteczku dodawał wszystkim energii. Mam na imię Lawrence i jestem detektywem. Najczęściej zajmowałem się błahymi sprawami kradzieży zabawek, bądź zaginięć psów. Pieniędzy starczało mi tylko na podstawowe rzeczy jak utrzymywanie się przy życiu. Wcześniej moje życie było tylko pasmem porażek, więc nie dziwię się, że tak ono teraz wygląda. Jestem nawet szczęśliwy, że udało mi się z tego wybrnąć. Jednak ten dzień przyniósł coś odmiennego i dziwnego. Zadzwonił do mnie telefon.
– Halo?
– Dzień dobry! – odezwał się męski głos w słuchawce – Proszę przyjechać czym prędzej pod adres podany w poczcie. Przyniesie ja zaraz listonosz.
– Proszę powiedzieć o co… Cholera… Rozłączył się. – powiedziałem do siebie i odłożyłem słuchawkę. W tym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Ukazał się w nich listonosz z pewnym listem. Otworzyłem go czym prędzej i moim oczom ukazał się adres, prawdopodobnie ten o którym mówił mężczyzna z telefonie. Ubrałem się i wsiadłem do samochodu, po czym od razu ruszyłem.
Droga prowadziła do dużej, pięknej willi. Cała była pomalowana na żółto, wiele okrągłych okien i duże drzwi, w których spokojnie zmieściłby się słoń. Ogród był na terenie hektara, cały pokryty pięknymi kwiatami. Jechałem dosyć długo, ponieważ mój cel był poza rodzinnym miastem. Nagle dostałem SMS…
„Mam straszne zakwasy, nie wiem nawet skąd się u mnie wzięły. Po prostu się z nimi obudziłem. Poradź mi coś na ten cholerny ból!”
Był to nie kto inny jak mój serdeczny przyjaciel Will. Wiedział, ze znam się na różnych lekach ale postanowiłem odpisać mu później. Zadzwoniłem do drzwi wspaniałego domu, otworzyła mi bardzo urocza kobieta. Nie wypowiedziała jednak ani jednego słowa, a na twarzy kryło się coś pomiędzy smutkiem a zdenerwowaniem.
– Pan jest tym detektywem prawda? – rzekł nadchodzący mężczyzna z kieliszkiem wina w ręce i uśmiechnął się.
– A pan jest osobą, która do mnie dzwoniła? Skąd pan wiedział o listonoszu? – spytałem i odwzajemniłem uśmiech.
– Nie traćmy czasu na rozmowy. Proszę za mną. Wiem, że nie zajmował się pan nigdy zbyt poważnymi sprawami więc dzisiejszy dzień, może być przełomem w pana życiu. Otóż, w moim domu dokonano morderstwa! – zatrzymałem się raptownie po usłyszeniu tych słów.
– Słu… słucham?
– Ależ proszę się nie martwić. Nie sądzę aby był to jakiś większy zbrodniarz. Zabił pokojówkę, a sądzę, że miał na celu moją żonę. Lubi ona bardzo grać wieczorami w pokera, ostatnio wygrała całkiem sporą sumkę i… o! Jesteśmy na miejscy. Za tymi drzwiami zostało dokonane morderstwo. Nic nie było ruszane.
Otworzyłem powoli drzwi. Na środku pokoju przypominającego schowek leżało ciało, jednak nie było nigdzie śladów walki, ani nawet krwi. Okno było otwarte, a wokół leżały stosy kartek i pusta okładka jakiegoś dziennika.
– Jakie miał pan kontakty z ta kobietą?
– Pracowała ona u nas już od 6 lat. Jednak przez ostatni miesiąc była nerwowa i ogólnie cała spięta. Wieczorami zamykała się w tym miejscu i pisała w dzienniku, który jest teraz zniszczony. Byłem zdziwiony, bo zawsze była pracowita i wesoła. Utrzymywała dobry kontakt z każdym z rodziny…
Nie słuchając dalej zająłem się zbieraniem kartek. W każdym dniu było coś zapisane, zwykle były to jakieś zwykłe przeżycia, ale brakowało wpisów od 13.10 do 20.10. Co tam mogło być napisane? Ostatnia wiadomość jest ze wczoraj i jest bardzo krótka.
„Wykryli mnie! Muszę to schować! Nie zostawię tego!”
– Czy była ona przywiązana do jakiegoś przedmiotu?
– Co za dziwne pytanie, oczywiście, że nie! Ta kobieta zawsze miała głowę na karku i nigdy by się nie przejmowała jakimś głupim przedmiotem!
– Coś jednak było na tyle ważne. I nie tylko dla niej. Morderca musiał czekać pod oknem i udusić kobietę po skończeniu pisania dziennika. Słyszał pan coś tej nocy?
– Nie, było cicho jak w grobie.
Przeglądałem w milczeniu kartki i nagle dostrzegłem coś co się wszędzie powtarzało.
– Czyżby kobieta była uzależniona od alkoholu?
– Lubiła wypić kieliszek wina wieczorem. Pozwalałem jej na to, ponieważ nigdy nie była pijana z tego powodu. Ma nawet swoje własne wino w barku.
Wzrokiem począłem szukać kieliszka. Nigdzie go nie było, była za to mała kałuża na ziemi. Powąchałem ciecz i rzeczywiście. To było wino.
– Mógłbym wziąć butelkę wina tej kobiety?
– Ależ oczywiście. Ona nie miała gustu do wina, często wybierała jedne z tańszych.
– Dziękuję bardzo, wrócę tu jeszcze. – powiedziałem i wyszedłem z butelką z budynku, po czym wysłałem próbkę wina na badanie… Źle mi to wyglądało. Po za tym postanowiłem odpisać przyjacielowi.
„Dużo się ruszaj, a ból minie ”
Następnego dnia wieczorem postanowiłem odwiedzić Willa. Coraz częściej dostawałem wiadomości z jego narzekaniem, a skoro na razie nie dostałem informacji o zawartości wina nic nie stało mi na przeszkodzie. Stałem właśnie przed drzwiami i przyciskałem dzwonek. Po chwili otworzył mi blady, chudy człowiek.
– Hej! – przywitałem się uśmiechnięty.
– Lawrence! Wreszcie! Wejdź proszę! – wpuścił mnie do środka. Był prawie, że aż uradowany z mojej wizyty. – Musze Ci coś pokazać przyjacielu! Nie uwierzysz co znalazłem w swoim nowym mieszkaniu! Will mieszkał wcześniej w małym, starym domku w naszym miasteczku. Jednak gdy zaczęło się tam robić ponuro postanowił tak jak inni odejść. Przeprowadził się do bloku w dużym mieście, jakieś 6 kilometrów od mojej wioski. Mówił mi, że żyje mu się w tym nowym miejscu o wiele lepiej. Miał teraz lepsze warunki do mieszkania. Jego mieszkanie było mniejsze od domu w którym mieszkał uprzednio, ale on się z tego powodu cieszy. Czuł się lepiej, gdy wszystko miał ładnie poukładane, a nigdzie nie było żadnego, pustego i zakurzonego miejsca. Jednak wcale nie miał tam ciasno, spokojnie mogłyby zamieszkać 3 osoby. Mieściły się tutaj 2 pokoje, kuchnia i łazienka. Z kuchni nie korzystał często, wolał jeść na mieście, dlatego nie zdziwiłem się, gdy jej wygląd nie zmienił się zbytnio. Na szafkach dalej była cienka warstewka kurzu, a talerze dalej stały niepoukładane tam gdzie trzeba. Usadził mnie szybko przy stole w małym, ciemnym salonie i pobiegł do sypialni. Na środku stołu był jego dziennik, jak zawsze obok znajdował się długopis, gotowy do pisania. Szanowałem własność i tajemnice innych, więc nie wziąłem go w ręce. W końcu wrócił trzymając mały kuferek.
– Będziesz pierwszą osobą z zaszczytem obejrzenia mojej najcenniejszej rzeczy. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego pięknego kamienia. – rzekł i otworzył kufer. Ciemny pokój rozjaśnił się od delikatnego niebieskiego światła, a moim oczom ukazała się dziwna skała. Mężczyzna wpatrywał się w nią jak zaczarowany. W końcu coś sobie przypomniałem.
– Możesz mi powiedzieć, skąd to masz? – spytałem. Wczorajszego dnia, gdy byłem w posiadłości tej bogatej rodziny…
Ta pokojówka w swoim dzienniku, w ostatnim wpisie opisywała pewien kamień. Wspominała też o niebieskim świetle.
– Nie wiem, po prostu znalazłem go obok mojego łóżka, gdy się wczoraj obudziłem. Na początku postanowiłem nikomu nie mówić o tym znalezisku, ale w końcu przełamałem się, aby Ci to powiedzieć. Ufam Ci, a ty byś przecież nic nie zrobił z tą informacją kolego. – odpowiedział zdziwiony trochę tym pytaniem.
– I również tego dnia obudziłeś się z bólem nóg? – zadałem kolejne pytanie.
– Tak! – prychnął i odpowiedział. Więc to może on jest mordercą? Nie… jakby miał to zrobić przez sen… Chyba, że coś ukrywa. Postanowiłem się przyjrzeć bliżej kamieniowi i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń. Gdy go dotknąłem Will mnie odepchnął.
– NIE! NIE ODDAM! – krzyczał i zamknął kufer po czym odszedł na kilka kroków – Nie pozwolę go zabrać! WYNOŚ SIĘ! – wrzeszczał dalej i pobiegł do swojej sypialni zatrzaskując za sobą drzwi. A ja zostałem przy stole zdziwiony jego zachowaniem. Dalej miałem przed sobą jego dziennik. Postanowiłem jednak sprawdzić co jest w nim napisane.