Opowieści Mrocznego Władcy: Niespodziewane spotkanie (2/2)

Opowieści Mrocznego Władcy

pióra Lorda Saurona (Tajemnice Antagarichu)

Epizod 3. Niespodziewane spotkanie, cz. 2

Sebastian zniknął z drogi Magnusa, błękitny płaszcz sługi Lorda Sarafan zawirował w powietrzu. Z jednego z wielu licznych korytarzy odchodzących no innych części Więzienia, wyłoniło się kilku Strażników. Wznieśli swe kosy do góry w ostrzegawczym geście, przyjmując pozycje bojowe.

– Ty! Dosyć tego! Nie wolno ci tu przebywać i mordować współwięźniów! – krzyknął jeden z nich.

Wampir mlasnął głośno i spojrzał dziwnie na Strażnika. W jego żółtych ślepiach rozbłysło szaleństwo i dzika radość, euforia rzezi.

– Nie dano mi wyboru! Mam ustalony przydział! Więzień też ma prawo do życia, wy o tym zapomnieliście, tak jak te kamienie zimne a teraz krwią splamione! – ryknął, po chwili jednak uśmiechnął się przebiegle. – Smutna przed wami przyszłość. Wywróżę ją z waszych wnętrzności!

Wampir wparował prosto w grupę Strażników. Dopadł tego, który przemawiał wcześniej do niego. Nadzorca krzyknął, potem zawył gdy wampir szybkim ruchem rozpruł jego gardło. Nie czekając aż się wykrwawi, Magnus rzucił się na kolejnego. Lawirował pomiędzy ostrzami, chichotając obłąkańczo. Musiał jednak przyjąć na siebie sporo cięć, nie dbał jednak o to. Jego wytrzymałość i zdolność do regeneracji były niespotykane nawet u wampirów. Jedynie najbardziej poważne rany wymagały dłuższego czasu do zabliźnienia. Świadom swej siły, Magnus nie potrzebował finezji i ostrożności do zmiażdżenia swych wrogów. Szalejąc w amoku, był niemal niepowstrzymany.

Kolejny Strażnik stracił życie. Potem następny. Zginęli tak samo szybko i boleśnie. Pozostała przy życiu trójka nadzorców w niemej zgodzie postanowiła podać tyły. Magnus warknął wściekle, gdyż nie lubił gdy ofiary wymykały się z jego sideł. Zaraz jednak przybrał minę, jakby go olśniło. Zachichotał i mlasnął.
– Nie lubię gdy surowe mięso ucieka. Musi być usmażone! Płoń mój przydziale, płoń!

Magnus zgiął się wpół, jakby go coś zabolało, kurczowo zaciskając pięści przy piersiach. Wyprostował się, wyciągnął ręce przed siebie, składając je ze sobą w nadgarstkach i tworząc kształt półkuli. Skumulowana energia rozbłysła kolorem ognia, a Strażnik który znajdował się najbardziej z tyłu, nagle uniósł się do góry. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, gdy w mgnieniu oka został spopielony. Wszyscy wyczuli w swych umysłach głos, jakby odległy jęk setek dusz.
Zwęglone ciało uderzyło o ziemię. Magnus zawył i ponownie rzucił się na więźniów.
– Chyba zbyt dużo ognia, jest zbyt suche! Krwi!

Wszyscy nagle zdali sobie sprawę, że od ataku Magnusa do ucieczki Strażników minął ledwie moment. Zagrożenie jednak nie minęło.
– Zróbcie coś! Rządzicie tu, czy nie? – warknął Sebastian. – Kiedy tylko skończy z tymi głupcami, weźmie się za nas!
– Jakby to było takie proste, wampirze, to już dawno byśmy zajęli się tą sprawą. – odpowiedział Atrius. – Woda mu szkodzi, a niedaleko stąd znajduje się Centralny Odpływ Wiecznego Więzienia, jedno z najważniejszych pomieszczeń zakładu. Zbiornik wodny jest zakratowany i zabezpieczony. Jest jednak mechanizm… Dźwignia, zainstalowana na wyższym piętrze, na które dostaniemy się windą. Wystarczy pociągnąć za dźwignię, wtedy krata podniesie się do góry. Gdybyśmy zdołali zrzucić Magnusa do otwartej toni wodnej, zostałby unieszkodliwiony. Nieważne jak bardzo jesteś potężnym, zawsze będzie cię krępować swe pochodzenie. Takie są wyroki czasu. – wyjaśnił mistrz. – Czym jesteś, tym pozostaniesz.

Na przód wysunął się Sir Martin razem ze swymi Sarafanami. Zasalutowali swym przełożonym. Dowódca wysunął się o krok do przodu, jego podkomendni pozostali z tyłu, niespuszczając wzroku z Magnusa, który przecierał kolejne krwawe ścieżki w ciałach ofiar.
– Jesteśmy Strażą Przyboczną Lorda Sebastiana, my zwabimy Magnusa w pułapkę. – rzekł dobitnie. – Jeżeli to jest jedyna metoda, my to zrobimy. Ten potwór musi ugiąć się przed potęgą Zakonu, który my tutaj reprezentujemy. Nie poddamy się bez walki.

Sebastian pokiwał głową przecząco.
– Nie będę was narażał. Nie macie najmniejszej szansy w walce z nim. Ja się tym zajmę. Jestem wystarczająco potężny, by przetrwać jego ataki na tyle, żeby wykorzystać słabośc Magnusa przeciwko jemu samemu . – odparł. – Dziękuję jednak za waszą ofiarność, choć to gest bezsensowny i absolutnie marnotrawiący środki. Trzeba tutaj kogoś więcej… Mnie.
– Myślę jednak, że możemy coś zrobić. – odpowiedział rezolutnie rycerz. – Lord Sebastian zwabi Magnusa w pułapkę. Tam będę czekał ze swoimi Sarafanami. Wtedy zwiążemy więźnia walką, a Lord Sebastian i Pan Atrius dokończą dzieła. Pociągnijcie za dźwignię, a krata zostanie podniesiona a Magnus wpadnie prosto do wody. Będziemy w stanie zrobić choć tyle!
Sebastian uśmiechnął się dumnie.
– Widzisz, Atriusie? Moja Straż reprezentuje ideał Zakonu Sarafan. Przystąpmy do dzieła i skończmy z tym.

***

Oszalały Magnus dostrzegł Sebastiana dopiero, gdy ten ostatni znalazł się naprawdę blisko. Odwrócił się i spojrzał na niego dziwnie. Jego płonące oczy były pokryte mgłą, która zniszczyła wspomnienia Magnusa. Nie znał siebie.
– Czy cię znam? Jesteś mną, tak jak byłem wcześniej tobą? Wielu wrogów, czy jesteśmy podobni? Jesteś drugi tak jak niegdyś ja? A może pierwszy? Wiele zmian, nic nie pozostało. Tylko ból… Poczuj mój ból! – krzyknął Magnus.

Sebastian odwrócił się i pognał w przeciwnym kierunku. Słyszał jak więzien rzucił się za nim w pościg. Przebiegali przez kolejne korytarze, w biegu nieskończoności. Natura Wiecznego Więzienia dała o sobie znać, gdy wszystko na przemian stawało w miejscu i ruszało w najmniej spodziewanych momentach. Biegli nieprzerwanie, jakby pragnąc dogonić stracony czas. Kolejne przejścia, bramy i korytarze migały, a potem przemijały. Choć Sebastian zapamiętał drogę, to przez efekty czasowe musiał w pewnym momencie pomylić drogę. Powinien już dawno być na miejscu. Teraz zaś pozostał w obcym sobie miejscu, uciekając przed przeciwnikiem ze swojej przeszłości. Którego zdradził, tak jak całą resztę. Nie uniknęła mu ironia tej sytuacji. Nieświadomy Magnus dostał szansę na zemstę. Sebastian zaś miał wrażenie jakby znalazł się wewnątrz koszmaru, z którego nie ma ucieczki.

Przełom nastąpił gdy Magnus wyskoczył wysoko w górę i uderzył pięścią w ziemię. Fala uderzeniowa przeszła wzdłuż korytarza, druzgocąc podłogę i zasypując dalsze przejście przez naruszenie konstrukcji fundamentów. Sebastian uniknął fali, ale nie mógł nigdzie uciec. Musiał przebić się przez Magnusa.
– Mięso stoi, nie ucieknie. Jest inne, nieznane, dawno nie widziane. Zapomniałem smaku? Skosztuję! – zawołał triumfalnie szaleniec.

Sebastian natarł na Magnusa, połączyli się w wirze cięć, bloków i kontr. Walczyli szponami, nie mając żadnej broni. Magnus mimo braku finezji był bardzo szybki i zwinny. Sebastian wyrównywał braki siłowe wyćwiczonymi ruchami szermierza stosując taktykę „przeczekania” przeciwnika. Czekał, aż w swym szale zacznie popełniać błędy. Domyślał się, że Magnus ma ogromny zasób sił, ale z bezbłędnością różnie bywa. Sebastian wykonał salto w tyłu, uciekając przed wściekłym chlaśnięciem wampira, niczym atakiem jadowitej kobry. Magnus użył decydującej mocy, by spopielić wampira. Ponownie wzniósł dłonie, a Sebastian skrzyżował swe ręce na piersiach, zbierając wszystkie swe siły. Poczuł przeraźliwe gorąco, gdy jego moc Odparcia pozwoliła mu w pewnym stopniu pochłonąć ciepło. Jednak nie do końca. Na jego dłoniach pojawiły się bąble, a twarz zapiekła żywym ogniem. Krzyknął boleśnie, ledwo powstrzymując się od zwierzęcego skowytu, gdy gorąco dotknęło innych części jego ciała, zatrząsł się i zacisnął zęby z przenikającego bólu, który chciał rozerwać go od wewnątrz.

Musiał uciekać. Wiedział, że nie przeżyje drugiego ataku. Mroczny Dar wyczerpał Magnusa, był nieprzygotowany na fakt, że ofiara przeżyła. Sebastian resztkami sił dopadł wampira, szybkimi ruchami rozdarł jego wnętrzności i kopnął w twarz. Magnus bez żadnego jęku uderzył o ścianę. Odbił się od niej i runął pokotem na podłogę korytarza. Pod jego ciałem zaczęła szybko powstawać kałuża krwi i strzępów wnętrzności. Sługa Lorda Sarafan rzucił się do ucieczki, ale więzień zdążył powstać całkiem szybko jak na kogoś, kto odniósł tak potworną ranę i ruszyć w pościg. Kroki jednak stawiał wolniejsze i ostrożniejsze niż wcześniej.

Tym razem Sebastian bez żadnych komplikacji dotarł tam gdzie chciał. Wybiegł z przejścia dysząc ciężko. Poczuł mdłości, świat zakręcił się w głowie wampira, który zatoczył się i upadł na ziemię. Zaraz za nim wypadł jego prześladowca. Z głośnym rechotem przeciął szponami znajdujący się obok przewód energii Glyphowej. Odpowiadał za oświetlenie. Zapadła złowieszcza ciemność, którą rozświetlała jedynie zbroja Sir Martina, niczym ostatnia latarnia pożerana przez mrok. Sarafańska Straż Przyboczna ruszyła do obrony swego zwierzchnika. Sir Martin i dwóch wielkich rycerzy Sarafan z okrzykiem bojowym wpadło na rozwścieczonego Magnusa. Szybko zostali zepchnięci do defensywy, ale wciąż godnym podziwu był fakt, że byli w stanie stawić opór. Porozumiewali się bez słów, osłaniali swe boki w czasie bloków i kontr. Magnus nie był w stanie znaleźć żadnej luki, a taranowanie również nie wchodziło w grę. Sarafanie byli zbyt ciężcy w swych zbrojach.

Znajdowali się w imponująco wielkim pomieszczeniu, a konkretnie: Centralnym Odpływie Wiecznego Więzienia. Zamiast normalnej podłogi znajdowała się tu ogromna krata, którą można było podnieść mechanizmem uruchamianym przez dźwignię umieszczoną na wyższym piętrze. By się tam dostać, trzeba było użyć windy zasilanej mocą Glyphów. Atrius i jego Strażnicy już uruchomili ów mechanizm (który był zasilany innym połączeniem). Sarafanie spychani do tyłu, byli zagrożeni wpadnięciem do wirującej kipieli, ogromnego wiru, wciągającego swe ofiary wgłąb. Atrius osobiście zeskoczył na dół za plecami Magnusa. Wampir szybko zwrócił się w jego stronę i natarł wściekle. Uwolnieni Sarafanie szybko się wycofali do Sebastiana, który ciągle nie mógł pozbierać się po Immolacji Magnusa. Prawa ręka Lorda Sarafan ze zdziwieniem stwierdził, że z wirującej otchłani ulatniał się jasnozielony opar rozchodzący się po całym pomieszczeniu. Zauważył, że wszystko w zetknięciu z gazem nabierało fosforyzujących właściwości. Wszechogarniająca ciemność częściowo ustąpiła miejsca, co ludzcy rycerze przyjęli z ulgą.

Tak jak można było oczekiwać, Atrius wykorzystywał czas do walki. Mógł lekko naginać przestrzeń czasu, by łatwiej uniknąć cięcia lub szybciej wyprowadzić miażdzący atak. Bez wątpienia to był potężny dar, jednak Magnus zdawał się w pewnym stopniu przewidywać działania Atriusa, gdyż toczyli walkę na bardzo wyrównanym poziomie. Podobno szaleńcy mają własny „głos” który doradza im co lepiej zrobić, niezależnie od okoliczności czy siły z którą trzeba walczyć. Kto wie, czy nie ma w tym ziarna prawdy?

Atrius postawił wszystko na jedną kartę i wykonał skok nad głową Magnusa i wirującą kipielą. Rozwścieczony wampir skoczył za nim, ale emocje go zawiodły. Spróbował ostatnim podrygiem kończyn dosięgnąć drugiej strony, ale nie zdołał. Z głośnym krzykiem wpadł do wody. Wyjąc i zawodząc, jego ciało syczało gdy woda spalała Magnusa. Stopniowo jednak krzyk ucichł. Skończyło się.

Sebastian zakasłał głośno. Jeden z bąbli pęknął, a fala bólu rozeszła się po całym ciele. Dokładniejszy rzut oka dowodził martwicy skóry. Oczywiście jako wampir był martwy już wcześniej, ale takie rany leczą się wyjątkowo wolno. Pewnie minie parę miesięcy zanim powróci do pełni swych sił. Sarafanie pomogli mu wstać, choć Sebastian starał się jak najmniej korzystać z ich pomocy. Szlachecka duma wciąż nie pozwalała mu na nadmierne okazywanie słabości, choćby tak oczywistej jak w tej chwili.

Atrius stał cały czas w tym samym miejscu, w którym wylądował po swym ryzykownym skoku. Sebastian odprowadzany przez Sarafan kazał im się zatrzymać, a sam spojrzał na Nadzorcę Więzienia w lekko kpiący sposób.
– Wygląda na to, że muszę skrócić tu swoją wizytę. Lord Sarafan pragnie byście zwiększyli swoją skuteczność w resocjalizacji osadzonych przestępców. Chciałem radzić, byście zrobili to szybko. Dzisiaj… Zróbcie to natychmiast. Odpowiadasz za to, Mistrzu Atriusie. Lord Sarafan nie będzie zadowolony, jeśli podobny incydent powtórzy się w przyszłości.
– Wszystko jest dla mnie zrozumiałe. – odparł chłodno Atrius. – Protekcja Lorda Sarafan jest dla nas zbyt ważna, by tak po prostu z niej zrezygnować. Nowe zarządzenia wkrótce wejdą w życie. Od siebie zaś życzę powrotu do zdrowia w jak najszybszym… Czasie.

***
– Zatem sytuacja znowu jest pod kontrolą? – zapytał Lord Sarafan. – Nie będzie potrzeby, bym musiał dopilnować tego osobiście?
– Wyraziłem twą prośbę niezwykle wyraźnie i rzeczowo mój panie. – odparł Sebastian. – Liczę, że dla ich własnego dobra, zrobią to co trzeba. Zdobyte doświadczenie pozwoli podjąć im właściwe decyzje. Nie potrzebujemy destabilizacji w tym rejonie, nasza władza musi być silna i pewna. Tak jak rozkazałeś : żadnej litości dla tych, co stają przeciw nam.
– Dosyć o tym, zadanie zostało wykonane, nie ma potrzeby już do tego wracać. Przynajmniej na razie. – zakończył wyraźnie znudzony Wielki Mistrz. – Zainteresowało cię jednak coś innego prawda? Wyczułem to w twym głosie. Coś, co poznałeś, a pochodzi z twej przeszłości. Pytaj, jeśliś ciekaw. Odpowiem, jak będę w stanie.

Sebastian chrząknął niepewnie, wyglądał jakby się wahał. W końcu jednak zadał swe pytanie.
– W Wiecznym Więzieniu spotkałem wampira. Znałem go jako Magnusa, był czempionem Kaina. Podobno był od niego potężniejszy, a jednak pozostawał lojalny. Zniknął w początkowej fazie bitwy pod Meridian. Jak mógł się znaleźć w takim miejscu jak Wieczne Więzienie. – zapytał Sebastian.

Lord Sarafan powstał ze swego tronu, zbliżył się do wampira i spojrzał mu prosto w oczy.
– Gdyż to ja go pokonałem i tam wtrąciłem. – powiedział Lord z przebiegłym uśmiechem. – Nie był wcale potężniejszy od Kaina. Walczyłem z obojgiem i to właśnie Dziedzic Głupoty był bardziej niebezpieczny. Cóż, przegrał i tak. Vae Victus, jak to lubił mawiać. Muszę przyznać, że spodobała mi się ta kwestia. Jedyna mądra rzecz, jaką kiedykolwiek wymyślił.
– Jak doszło do waszego spotkania? – zapytał Sebastian, wyraźnie zaintrygowany.
– „Czempion” Kaina wpadł do obozu, prawiąc jakieś patetyczne hasła o końcu ery Sarafan i nadejściu ery Kaina. Wyrżnął samotnie wszystkich mych strażników, co było imponującym wyczynem. Zaproponowałem mu służbę w mej armii. On jednak zaprzeczył, splunął na moje buty i zadeklarował wierność swemu… Cesarzowi. – Lord Sarafan nie krył pogardy wobec pokonanego Kaina. – Zaatakował mnie. Muszę przyznać, walczył dobrze a jego Mroczny Dar Immolacji miał ogromny potencjał. Cóż jednak z tego, gdy ja byłem od niego dalece bardziej rozsądny i doświadczony. Pokonałem go intelektem. Przełamałem jego psychiczną obronę, pomieszałem mu zmysły i zmiażdżyłem osobowość. Gdy odesłałem go do Więzienia, był śliniącym się katatonikiem z objawami zaawansowanego rozdwojenia jaźni… Przypuszczałem, że na całą wieczność… Widać trochę się pozbierał od tego czasu, nie doceniłem go. Nigdy mnie nie przestanie zadziwiać zdolność wampirzej regeneracji, choć sam potrafię się szybko uzdrowić.

Sebastian pokiwał głową w zamyśleniu, analizując otrzymane informacje. Wyglądał na usatysfakcjonowanego. I na poparzonego. Chodził z trudem, czasem cicho syknął z bólu. Potrzebował sporo czasu i najlepszej medycyny by dojść do siebie. Lord Sarafan był jednak zadowolony, że jego sługa, choć nie tak potężny jak Magnus, wciąż dysponował sporą mocą, którą mógł dalej w sobie rozwijać, a miał też inne talenty do dyspozycji. Pozostała ostatnia kwestia.
– Wszystko idzie zgodnie z moim planem. Niedługo zobaczysz pierwsze owoce tego, co udało nam się stworzyć. To było pracowite pięćdziesiąt lat, a przecież to do nas należy Nosgoth i jego przyszłość. Ostateczny czas nadchodzi!

Sebastian skrzywił się jakby zjadł cytrynę. Już obrzydło mu słowo „czas” i wszystkie słowa z nim związane.

***

– Znaleźliśmy go w Bloku Kanalizacyjnym D, mistrzu Atriusie. – zameldował Strażnik, z wyglądu i głosu taki sam jak reszta. Oni nigdy nie wyróżniali się niczym, choć w walce byli śmiertelnie niebezpieczni. – Wyłamał kraty, a potem wypełzł na zewnątrz. Leżał bez życia. Przynajmniej tak myśleliśmy, kiedy wystrzelił jak sprężyna i zabił Strażnika Valdisa.

Z cienia wyłonił się sam Naczelnik Więzienia.
– Imponujące. Skąd znalazł w sobie dośc sił, by przetrwać coś takiego? To przeczy jego naturze… Co się stało dalej? – Atrius wyglądał na wyraźnie zaaferowanego całą sprawą. – Mów wszystko, co wiesz. Szybko!
– Nie daliśmy mu szansy na zrobienie czegoś więcej, mój panie. Zaatakowaliśmy we czwórkę w doskonałej koordynacji. Nie stawił wielkiego oporu, organizm był całkowicie wyniszczony. Schwytaliśmy go, zawiązaliśmy Wiążącym Sznurem i zanieśliśmy do Celi Operacji Badawczych. Nawet on nie jest w stanie zniszczyć Wiążącego Sznura. Szczególnie w takim stanie.

Atrius bez słowa udał się za Strażnikiem do wymienionego oddziału. Dotarli tam bardzo szybko. Ukazał im się dość makabryczny widok. Miejsce przypominało wielką salę operacyjną, ale zdecydowanie mniej sterylną i czystą. Podłoga, sufit, ściany. Wszystko czerwone od krwi. W wielkich metalowych kubłach znajdowały się odpady: zużyte narzędzia, zbędne wnętrzności. Prowadzono tutaj badania nad ciekawszymi osobnikami. Tam też „usprawniono” Magnusa. Teraz postanowiono go dokładniej zbadać. Częściowa odporność na wodę była głównym obiektem zainteresowania całego Więzienia.

Wampir został położony na operacyjnym stole, plamy zakrzepłej krwi szybko zostały pokryte świeżą posoką i ropą wypływającą z okrwawionego, w wielu miejscach wypalonego przez wodę ciała Magnusa. Sam pacjent był pogrążony w śpiączce. Wyglądał na całkowicie martwego, wszyscy jednak wiedzieli że odzyska siły, gdyby tylko dać mu szansę. Atrius pochylił się nad Magnusem.
– Wygląda na to, że jesteś kimś więcej niż tylko szaleńcem. Twój los jest zakryty przez mgłę czasu. Symbol nieskończoności daje wskazówkę… Twoja rola jeszcze nie została wypełniona. Przyjdzie twój czas, jednak nie teraz….

Dodaj komentarz